2021. Witusia. Część druga – ostatnia.

Nieświadoma nie tyle samej walki stoczonej przez Magdę, co nawet jej  istnieniu Mame, konwersowała w najlepsze z Ewą. Dowiedziała się już o akcji łapania chłopaków, ubawiła setnie na wieść o dotykowej przypadłości Magdy i przynajmniej na chwilę oderwała od nękających ją egzystencjalnych problemów. Opis łapanki wyzwolił w niej chęć poznania owej Magdy.  Tymczasem skupiła się na zmartwieniu Ewy. – Jeszcze jeden maluch mi został do odłowienia, a nie mam już miejsca – pisała Ewa. -Teraz te mrozy wskoczyły, a wszystkie znajome domy zapchane po drapaki. – Maluch, powiadasz, maluch….Hmmm, Willas mi się włączyła – zaciekawiła się Mame. – Tak, ten z przodu – odpisała Ewa i za sekundę na ekranie Mame pojawiło się zdjęcie malutkiej, ślicznej kruszynki. Mame stopiło na skwarek. – O jesssu, jakem niewierząca, co siedzisz i piszesz! Łap szybko! – A gdzie go dam?- stropiła się Ewa. – Do mojego dużego pokoju – wyświetliło się na jej ekranie. – Serio, weźmiesz? – No ba – odpisała pochłonięta po kokardy całą sprawą Mame. – Duży pokój największy znowuż nie jest, ale kot mały, zmieści się – praktyczny umysł Mame w ułamku sekundy miał już ułożony cały plan. – Łap, wbijaj codziennie pod wieczór, a ja muszę Tate przygotować,  właściwie to mógłby wiedzieć. Ale to w ostatniej chwili, co się ma stresować i za dużo myśleć. On jak myśli, to zawsze potem muszę problemy rozwiązywać. Niestety idiotą nie jest, liczyć potrafi i na bank dopatrzy się kolejnego kota w domu – dodała. – A teraz idź i go łap. – Zaraz zadzwonię do Magdy i będziemy łapać, dzięki – Ewie kamień spadł z serca, złapała telefon i wybrała numer do Magdy.

Czytaj dalej „2021. Witusia. Część druga – ostatnia.”

2021. Witusia. Część pierwsza.

Trzydziestego pierwszego grudnia zmęczony intensywnym rokiem ale zadowolony z owoców swej pracy Los, rozsiadł się wygodnie w bujanym fotelu, na stoliku ustawił przekąski i słodycze na wieczór, oraz odpowiednie do tegoż wieczoru napoje. Szampan od wielu godzin chłodził się w lodówce. Los był zmęczony. Mijający właśnie rok przysporzył mu wiele pracy i czuł, że potrzebuje odpoczynku. Popatrzył na strzelający wesoło w kominku ogień, łyknął ulubionej whisky , zaciągnął się świeżutko sprowadzonym z Kuby, jednym z ulubionych cygar o nazwie Romeo y Julieta Churchill,  nazwanym tak od nazwiska tego legendarnego polityka i ze względu na specjalnie dla niego wyprodukowany ich rozmiar. Uśmiechnął się szelmowsko, gdyż dokładnie sto lat po wejściu na rynek owej firmy, urodziła się jedna z jego ulubienic. Zaciągnął się z przyjemnością, oko mu błysnęło ale uznał, że na tę wariatkę potrzebuje czegoś innego. Zerwał się z fotela, popędził do gabinetu, z rozmachem otworzył ukrytą w biurku szafkę, wyciągnął z niej nie do końca legalne suszone zioło i  równie energicznie wrócił na wciąż kiwający się po zerwaniu fotel. Zaciągnął się z lubością, pogratulował sobie umiejscowienia w Holandii najlepszych producentów tej wesołej roślinki, sięgnął po opasłe tomisko zwane księgą przeznaczenia i otworzył je pod literą M. Łyknął bursztynowego napoju, odszukał swoją ulubienicę Mame i chichocząc niczym nastolatka na widok młodego męskiego torsu,  postanowił lekko zmienić ustalony dla niej już dawno temu grafik. Po dwóch whisky uznał, że aktualny jest trochę nudny.

Czytaj dalej „2021. Witusia. Część pierwsza.”