Dwa światy

 

Zygmunt zaczął się budzić. Powoli i niechętnie jego świadomość odbierała coraz więcej impulsów. Pierwszy i najsilniejszy bodziec okazał się być promieniem słońca padającym centralnie na nos. Pociągnął  nim kilka razy i uznał temperaturę otoczenia za wystarczająco przyjemną żeby nie opuszczać wygrzanego posłania. Przeciągnął się leniwie, ziewnął niczym krokodyl u dentysty i doszedł do wniosku, że czas najwyższy ułożyć się na drugim boku. W połowie obrotu znieruchomiał a do mózgu dotarło kilka innych doznań które zaciekawiły go na tyle, żeby się nimi głębiej zainteresować. Poczuł wysoce przyjemną, dobiegającą z bliskiej odległości woń posiłku i z zadowoleniem stwierdził że czas coś zjeść. Otworzył oczy i rozglądnął się ciekawie po nieznanym mu otoczeniu.

Czytaj dalej „Dwa światy”