-Kochanie, co Ty robisz? – spytał z lekka zaniepokojony Tate, kiedy po wejściu do pokoju zobaczył Mame, która z rumieńcem na twarzy i nieobecnym wzrokiem rozłożona na podłodze spoglądała równocześnie na tablet, mapę i małą książeczkę. – Badam, -mruknęła w odpowiedzi, nie patrząc na niego i nie przerywając porównywania mapy z tabletem. – Wiesz, – dodała, przeciągając słowa w charakterystyczny dla zajętego czymś innym człowieka sposób. -Wiesz, te mapy Googla są całkiem niezłe, nawet ładnie pokazują i są prawie aktualne, a na pewno bardziej niż atlas. – A co Ci pokazują? – wycofanie niepewnym głosem spytał Tate, który dowiedział się właśnie, iż jego wyjątkowo temperamentna druga połowa posiada już jakiś plan i niewątpliwie Tate stanowi jego nieodłączną część. – Pokazują, – wyszczerzyła się Mame podnosząc głowę z nad atlasu. – Pokazują, dokąd jutro mnie zabierasz i jaki masz plan na to, żeby zapewnić mi rozrywkę na niedzielę i żebym się nie nudziła, – stwierdziła radośnie, nie bacząc na to, iż biednemu Tate włos się na głowie zjeżył. – No, to idź spać, bo rano wcześnie wstajemy, nie będziemy marnować czasu, – powiedziała wstając z podłogi. – No co tu jeszcze robisz, jazda do wanny, późno się robi, no ruszże się wreszcie, dziwić możesz się w biegu, – pogoniła go zniecierpliwiona. – A dowiem się chociaż dokąd Cię zabieram, – z rezygnacją spytał Tate kierując się w stronę łazienki. Głupio by było, gdybym nie znał własnego planu, – popatrzył beznadziejnie na żonę. – No jak to gdzie? – zdziwiła się Mame. Jesień mamy, zabierasz mnie na grzyby – zaświergotała radośnie z wyrazem twarzy mówiącym, iż ona już na tych grzybach jest, a nawet wróciła i właśnie je suszy. – Idziesz do tej wanny, czy nie ? – sapnęła w jego stronę. – Skowronkiem nie jesteś, no włączże jakąś energię w te kończyny, bo stoisz jak ten słup. – Co się tak dziwisz, skojarz fakty – jesień mamy, słońce świeci, deszczyk pada, grzyby rosną – rozzłoszczona wydała dyspozycję i nie patrząc już na załamanego Tate wyszła z pokoju.
-Hej ho hej ho, na grzyby by się szło, hej ho, hej ho, hej ho, hej ho, hej ho, hej ho 🙂 – śpiewała w pełni obudzona Mame, krzątając się po kuchni w niedzielę o 4.30 rano. Pora, którą normalni ludzie uważają za ciąg dalszy soboty, dla Mame stanowiła wyjątkowo odpowiednią, żeby przygotować ich na grzybobranie. Wstawiła wodę na herbatę, wyciągnęła z lodówki niezbędne do przyszykowania zabieranego ze sobą posiłku komponenty i w międzyczasie budziła Tate. Polegało to na, według Tate, zaglądaniu do sypialni z wyjątkowo irytującą częstotliwością i wydobywania z siebie dźwięków o tak wysokiej wibracji, która nawet Świętego Piotra sprowokowałaby do rzucenia nie raz i nie dwa ulubionego słowa Polaków. Mame doskonale wiedziała, jak jej skowroni trel działa na biednego Tate, ale w tym wypadku ( w innych zresztą też) cel przewyższał tatowy komfort i nasza niezłomna Mame, nie bacząc na dochodzące z sypialni coraz bardziej zirytowane odgłosy świadczące o tym, iż jej metody są skuteczne i Tate właśnie się budzi. – Co za esesman cholerny, co za gangrena upierdliwa, dlaczego ona tylko jak jest chora to jest łagodna, hitlerowcy mogliby się od niej uczyć jak doprowadzić człowieka do szału – mamrotał wygrzebujący się niechętnie z pościeli Tate. I dlaczego ona zawsze musi mieć rację, jakie to jest irytujące, sapał wkurzony. Miał tu na myśli beztroską uwagę Mame, która przy jakiejś okazji wytknęła mu, że gdyby tak jak ona w dzieciństwie o dobrego męża, tak on modlił się o dobrą żonę, to nie miałby teraz problemu. Ona sobie wymodliła, on dostał z przydziału i do kogo może mieć teraz pretensje, no, do kogo? – oczyma wyobraźni dostrzegł był mówiącą mu to z niebywałą satysfakcją małżonkę. – Cosa Nostra z niewinną twarzą, niech to szlag….Wstałem już, czego się drzesz, nie możesz jakoś łagodniej, dlaczego Ty zawsze musisz w najgorszy sposób mnie budzić? – ryknął rozdrażniony niczym byk przed korridą. No czego się tak drzesz przecież wstaję? – jęknął z rozpaczą, widząc wchodzącą do sypialni i nabierającą powietrza w płuca Mame. – Nie faszystowskie, tylko skuteczne, gdyby trzymać się Twoich oczekiwań wstałbyś w poniedziałek o jedenastej – odparła krótko Mame, która zamierzała powiedzieć coś zgoła odmiennego. – Wstałeś, super, wszystko jest gotowe, zagęść ruchy, bo nam grzyby zaraz spać pójdą – dodała bezlitośnie.
Kiedy w ekspresowym tempie Tate załatwił swoje wszystkie poranne rytuały i jeszcze szybciej znaleźli się w samochodzie, odetchnął z ulgą. Wiedział już, że teraz jeszcze czeka go ułańska jazda Mame i w dość krótkim czasie znajdą się w lesie. Mame zmieni się nie do poznania, będzie do rany przyłóż niewiastą, łagodnie, a wręcz anemicznie poruszającą się po lesie. Będzie zbierać te swoje grzybki, będzie sobie robić zdjęcia i zachwycać się każdym liściem i szyszką, które napotka na swej drodze. Tak, – myślał Tate sadowiąc się na fotelu pasażera, o tak, będzie chwila spokoju – rozmarzył się, ale znajomość swojej małżonki nie pozwoliła mu na zbytnie odpłynięcie w te marzenia. – Zabrałaś wszystko? – spytał nagle. – Żebym nie musiał lecieć przez las i szukać jakieś wsi, czy innej cywilizacji. – No wiesz, obruszyła się Mame, – jak możesz mnie tak głupio podejrzewać. – Mogę, odparł zgodnie z prawdą Tate. – Znam Cię szesnaście lat, mogę. – Phi, – prychnęła Mame, wyjątkowo wszystko jest, jak chcesz, to otwórz sobie bagażnik – sapnęła. – Mogę już ruszać, czy masz jeszcze jakieś dziwne wątpliwości? – spytała uszczypliwie zapinając pasy i włączając silnik, – no, mogę ? – Możesz, -odparł niepewnie Tate, dla którego cała ta sytuacja wydawała się mocno podejrzana. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby Mame o czymś nie zapomniała. I zwykle to coś stanowiły najbardziej potrzebne rzeczy. – Nie wiem jak to się skończy – pomyślał Tate. – No nie wiem, ale może, ten jeden, jedyny raz?
-Kanapki zabrałam, pićku zrobiłam, nożyk, siatka i atlas grzybów jest, stary zrzęda siedzi obok, nie zapomniałam go zabrać, wiem dokąd jedziemy, w razie czego Tate odpali nawigację, ha, ha, co za niedowiarek, jak on tak może mnie głupio podejrzewać, akurat wszystko jest – rozmyślała z satysfakcją Mame. – Ha, ha, nie uda mu się tym razem – z uśmiechem na ustach wjechała na obwodnicę i skręciła w stronę Kotliny Kłodzkiej. – Osioł jeden, hm! – ostatnim akcencikiem pomyślała o małżonku i skupiła się na prowadzeniu.
Z Mame nigdy nie jest tak, żeby wszystko było dobrze oraz na miejscu. Zawsze, ale to zawsze musi się znaleźć jakiś czynnik, który wydawać by się mogło prostą rzecz skomplikuje tak, jak tylko w jej przypadku może. Mame oczywiście zabrała wszytko co trzeba i przygotowała się bardzo rzetelnie do wyprawy, ale, jak to u niej bywa, przeoczyła jedną, maleńką rzecz. Maciupeńką w sumie, prawie bez znaczenia. W kieszonce jej plecaczka na wyświetlaczu telefonu poziom baterii zaświecił się właśnie na czerwono i pokazał złowrogie dziesięć procent naładowania…….
Cdn…..
Wasz Kubuś