W okolicy Ząbkowic Śląskich Mame z impetem wjechała w leśną dróżkę celem skorzystania z toalety. Tyle razy przerabiali już temat siusiania na stacjach benzynowych, że Tate nie zdziwił ten nagły manewr. Mame nie znosi publicznych toalet, według niej w promieniu stu metrów od nich widać unoszące się złowrogo zarazki i bakterie. Mame lubi łono natury i żadne zjawiska pogodowe typu deszcz, śnieg czy inna ulewa jej nie zrażają. Po załatwieniu czynności intymnej, sięgnęła do leżącego w bagażniku plecaczka w którym miała przygotowaną wodę. Wydalony płyn należało uzupełnić. – Chcesz? – spytała wciąż siedzącego w samochodzie Tate. – Chcesz pić, czy możemy jechać dalej? – Nie, -odpowiedział po krótkim namyśle. – Pojedziemy do rodziców, to napiję się kawy, a teraz zamykaj ten bagażnik bo zimno. -Jakie zimno, prychnęła Mame, zamykając jednak bagażnik i siadając za kierownicą. – Myślisz że babcia zrobiła ciasto? – zastanawiała się głośno, wyjeżdżając z lasu na drogę. Zjadłabym jakiegoś dobrego placka. -Nie wiem, -odparł Tate, -nie będę dzwonił do niej tak wcześnie. Zadzwonię o jakiejś ludzkiej godzinie. Chociaż kawy to bym się jednak napił.
Babcią, z racji posiadania siedmiorga wnucząt, nazywana była mama Tate. Drobna, energiczna i co dla Mame wyjątkowo ważne, dogadzająca jej we wszystkim. Czyli tak, jak według Mame być powinno. Każda wizyta okraszona była przygotowanymi specjalnie dla niej przysmakami. A to pierogi bez mięsa, a to gołąbki ryżowo- grzybowe, krokieciki pieczarkowe z dużą ilością natki…… Babcia dogadzała, Mame pałaszowała wszystkie podstawiane jej pod nos przysmaki i obie były zadowolone. Czasem tylko Tate ze swoim ojcem mamrotali cicho pod nosem, że o nich babcia tak nie dba i nie robi przysmaków na życzenie. Mame kwitowała to zwykle krótko i beztrosko – Wam już się nagotowała i jej się znudziło, a dla mnie robi bo mnie lubi, oraz dlatego, że ja jestem fajna, a Wy nie.
Takie to myśli towarzyszyły im w drodze i ani się obejrzeli, a już zajechali pod znajomy las. Teraz tylko wystarczyło wjechać w niego kawałek i rozpocząć poszukiwania. Jednakże od teorii do praktyki wiedzie czasem długa, kręta oraz wyboista droga. Zdarza się szczególnie wtedy, kiedy Mame nie jest pewna, która ze ścieżek będzie tą właściwą. Najczęściej kończy się to zmianą kierowcy, kiedy do Mame dotrze, że działa na własną szkodę i prędzej piekło zamarznie, niż ona osiągnie swój cel. Tak też było i tym razem. Mame wybitnie miała swój dzień i każda próba wjazdu do lasu, wyjście z samochodu i założenie kaloszków kończyło się identycznie. – Nie, jednak tu nie, tu mi się nie podoba – mówiła i bez postawienia choć kawałka stopy na poszyciu leśnym, ściągała kaloszki, zakładała adidasy i wracała do samochodu. Ze stoickim spokojem i bez słowa dzielny oraz przyzwyczajony do swojej żony Tate nie wysiadał nawet z samochodu. Patrząc przed siebie, siedział nieruchomo w fotelu pasażera i czekał. Czekał aż Mame zatrzymując samochód wrzaśnie radośnie : – Tu, tu wjeżdżam, zobacz, tu będzie ekstra! Czekał aż wypadnie z samochodu, z impetem otworzy bagażnik,który przekopie niczym koparka teren pod basen, po czym zamknie go gromko i sięgnie po swoje ulubione kaloszki, które zostawiła na tylnym siedzeniu. Czekał kiedy zmieni buty, zabierze z siedzenia siatkę i nożyk, po czym…. Całą tę procedurę odwróci i pizgnie siatką oraz nożykiem na tylne siedzenie, strąci z nóg kaloszki które celnym kopem umieści za przednim fotelem, po raz enty założy adidasy, wgramoli się za kierownicę i zasapana stwierdzi – Dobrze że nie wysiadłeś, to miejsce nie było dobre, jedziemy dalej.
Kiedy po szóstym razie ściągania i zakładania cholernych kaloszków Mame wsiadła zmęczona do samochodu i zmartwiona jęknęła do Tate – Chodź jedziemy do babci na ciasto, te grzyby nie chcą się dzisiaj dać zebrać, Tate wiedział, że do Mame dotarło. Pogłaskał swoje zmartwione szczęście po głowie, cmoknął w policzek, który natychmiast i odruchowo został przez Mame wytarty, zamienił się z nią miejscami i ruszył. Przejechał może ze sto metrów kiedy ujrzał dokładnie taki sam wjazd do lasu, jak poprzednich sześć, uznanych przez Mame za niewłaściwe. Zaparkował samochód, łagodnie wyciągnął z samochodu lekko opierającą się żonę i włożył jej do ręki jej ulubioną zabawkę. Mame, poczuwszy swój ukochany aparat fotograficzny, prezent od Tate na obchodzone kilka lat temu okrągłe czterdzieste urodziny, drgnęła nieznacznie, a jej mózg wysłał był właśnie do rąk niezbędne do uruchomienia aparatu procedury. Mame ożywiła się w mgnieniu oka i nie bacząc na nic ruszyła przed siebie. Była już w innym świecie, tym, który widać przez obiektyw. W jej głowie tańczyły obrazy, piękno lasu wdzierało się do oka, a Mame znalazła swój dzisiejszy cel. Uzmysłowiła sobie, że wcale nie chciała jechać na grzyby, chciała wybrać się na zdjęcia i była pewna, że przed zmrokiem z tego lasu nie wyjdzie. Odruchowo sprawdziła poziom baterii, przelotnie pomyślała ciepło o Tate dzięki któremu bateria naładowana była w stu procentach, tak samo jak zapasowa, którą również zapakował i z nową energią ruszyła w las. Po kilkunastu krokach poczuła szarpnięcie. Zdezorientowana rozglądnęła się wkoło, żeby sprawdzić, co jej przeszkadza i po znalezieniu jakieś cienkiej linki przypiętej do torby od aparatu a ciągnącej się do stojącego przy samochodzie Tate, niebezpiecznie cichym głosem zadała mu pytanie – Możesz mi do ciężkiej cholery i różowego Belzebuba powiedzieć co to ma znaczyć? . Tate nie pożegnał się natychmiastowo z życiem z dwóch powodów. Po pierwsze był za daleko i zanim Mame zdążyłaby do niego podejść, schroniłby się w samochodzie, po drugie zaskoczona Mame mogła uznać to za żart i roześmiać się, a ukręcić mu łeb zdecydowanie później. Tak czy inaczej przeżył pierwszy moment , a z racji odległości nabrał nawet kapkę odwagi. – Bezpiecznik Ci założyłem, -odezwał się zuchwale do stojącej w miejscu i bez ruchu Mame. Zawsze Cię szukam, zawsze za Tobą latam, a Ty nawet nie raczysz odebrać telefonu a potem jęczysz że Cię porzuciłem na pastwę losu i dzikich zwierząt, więc teraz masz! Przypiąłem Cię i dalej niż ta linka nie pójdziesz! Nie będę za Tobą latał jak idiota po całym lesie, bo potem będziesz się czepiać, że cały dzień byłem, a ani jednego grzyba nie znalazłem! Masz tu być obok, a nie idziesz bóg wie gdzie, a ja się martwię! – Co?, ryknęła ze śmiechu Mame, co robisz? Martwisz się? No błagam, nie rozśmieszaj mnie, przecież ja wiem gdzie jestem i jak mam wrócić do samochodu! – Tak, -zapienił się Tate, – Tak, a jak? -spytał coraz bardziej zadowolony ze swojego niecodziennego pomysłu. – Jak, jak, normalnie, burknęła Mame, która miała niezawodny sposób na znalezienie samochodu. Dawała swój telefon Tate, który w niezrozumiały dla niej sposób ustawiał w nim jakąś dziwną nawigację, która prowadziła do samochodu jak po sznurku. Burknięcie Mame miało swoje drugie dno. Mame za skarby świata nie przyzna się do dwóch rzeczy. Mianowicie, nie ma ona sklerozy i nie popełnia błędów. W ramach nie posiadania sklerozy Mame właśnie w tej chwili przypomniała sobie, że wieczorem nie naładowała telefonu. Czując niejasno, iż być może rozmowa wchodzi na lekko grząski grunt, Mame zakończyła ją w iście baranim stylu, który charakteryzuje się nieomylnością doskonałą i który każdemu przedstawicielowi tego gatunku każe iść w zaparte.
Mame fuknęła, prychnęła, machnęła lekceważąco grzywą, po czym bez słowa ściągnęła z siebie torbę od aparatu porzucając ją tam, gdzie stała i nie zaszczycając swojego małżonka spojrzeniem, z dumnie podniesionym nosem ruszyła w las. Przy samochodzie został zrezygnowany Tate, mamine kaloszki oraz plecaczek z rozładowaną właśnie baterią…..
Cdn…
Wasz Kubuś