Lekceważąco porzucony Tate stał przez chwilę w milczeniu i bezruchu. Do głowy cisnęły się mu różne niecenzuralne słowa i zaczęła ogarniać beznadzieja. -Co za niereformowalna cholera, – myślał ponuro, -Co za gangrena uparta, osioł jest bardziej ugodowy, z terrorystą nawet da się negocjować, a tak dobrze mi szło, już myślałem, że znalazłem na nią sposób, to nie, znowu postawiła na swoim, dobrze, że nie jest politykiem, dyktatura pewna, niech to szlag…..W połowie tych rozmyślań wpadły mu do głowy, wielokrotnie powtarzane przez dobrowolnie poślubioną cholerę słowa o wznoszonych w dzieciństwie modłach o dobrego współmałżonka. – Tak, jasne – pomyślał z rozgoryczeniem Tate, którego po chwili odblokowało i ruszył właśnie po beztrosko porzuconą przez Mame torbę od aparatu, – jasne, -dodał – znowu to wszystko tak obróci, że wyjdzie na to, że to moja wina, niech to szlag…..
W tym samym czasie Mame, która nie przeżywała podobnych problemów co porzucony beztrosko małżonek, szła przed siebie, wyjątkowo zadowolona z życia i pomiędzy jednym, a drugim robionym otoczeniu zdjęciem, zbierała grzyby. Potrafi rozpoznać tylko trzy rodzaje, więc w jej koszyku poza prawdziwkiem, podgrzybkiem i maślakiem, nie znalazło się nic więcej. W którymś momencie trafiła na grzybodajne zagłębie, które przyciągnęło ją wyjątkowo malowniczymi skupiskami kolorowych kapeluszy muchomorów. Po zrobieniu im zdjęć z każdej możliwej strony i w różnych wariacjach, usiadła sobie na obfotografowanym wcześniej pieńku i z zapałem poczęła wycinać całe kolonie radośnie uśmiechających się do niej ukochanych, jadalnych grzybków. W pewnej chwili stwierdziła, że dyndający u szyi aparat trochę jej przeszkadza i na czas koszenia, wypadałoby schować go do torby. Odruchowo rozglądnęła się za Tate, który w każdych warunkach pełnił rolę tragarza i z lekkim zawodem stwierdziła, że nie ma go w zasięgu ani wzroku, ani też słuchu. Sapnęła z irytacją, odłożyła aparat na sąsiedni pieniek i już bez przeszkód oddała się zbieraniu. Niespiesznie, z wielką przyjemnością wycinała po kolei każdy znajdujący się w zasięgu ręki grzybek i znając doskonale swoją naturę, która po przyjeździe do domu stwierdzi, że już jej się nic nie chce robić, czyściła dokładnie każdy kapelusz i każdą nóżkę z niepożądanych elementów. Po powrocie do domu, na barki Tate spadnie przejrzenie jej zbiorów i ostateczne zatwierdzenie przydatności do spożycia. Dawno już ustalili ze sobą, że w przypadków grzybów nie ma co ryzykować. Każdy podejrzany, co do którego nie mają pewności grzyb, zostaje wyrzucony. Lepiej tak, niż znaleźć się w szpitalu z uszkodzoną wątrobą, lub, jeżeli szczęście by dopisało, „tylko” problemami trawiennymi. Mame oczywiście nie przepuści okazji żeby nie wspomnieć w takich razach, iż uważa Tate za paranoicznego hipochondryka, ale gdzieś w głębokich zakamarkach swojej duszy, bardzo, ale to bardzo sprytnie ukryte w miejscach, do których ona nie sięga, znajdują się wyjątkowo niejasne i niewypowiadane nigdy przypuszczenia, które raczej mglistymi myślami się jawią, iż, ewentualne, wyjątkowo, być może i doprawdy nie wiadomo jakim cudem, szanowny Pan Mąż, oczywiście przez kosmiczny przypadek i w myśl zasady, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, no może mieć czasem, ale straszliwie rzadko, piekielnik rację. Barania dusza Mame wzdryga się na samą myśl o tym, że nie daj Matko Naturo, Mame mogła by dostać chwilowego zaćmienia, popełnić to straszliwe faux pas i wypowiedzieć te słowa na głos, dlatego też, z siłą prasy hydraulicznej, spycha niewygodne słowa na sam dół jestejstwa, poniżej podświadomości i pozwala Mame tkwić w błogim przekonaniu, iż to ona ma zawsze rację.
Odblokowany już Tate nie miał żadnych dylematów. Po chwilowym buncie, iż pójdzie sobie w swoja stronę i zostawi tę cholerę samą sobie, żeby zobaczyła jak to jest, kiedy porzuca się kogoś na pastwę losu, doszedł był jednak do wniosku, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Pozostawiona samej sobie Mame, po chwilowym buncie i zaakcentowaniu niezależności, w pewnym momencie potrzebuje Tate do życia, gdyż wbrew pozorom, odznacza się sporą nieporadnością i jego obecność jest niezbędna, do zapewnienia jej bezpieczeństwa. Tate z przekąsem, ale też z czułością myśli w takich razach o swojej niepokornej żonie, która do robienia tych wszystkich nieprzewidywalnych rzeczy które zwykle robi, potrzebuje swojej bezpiecznej przystani i wbrew wszystkiemu, co ta szalona kobieta robi czy też mówi, to właśnie on na tę przystań został wybrany. Dlatego też nasz anielsko cierpliwy Tate, bez słowa protestu podniósł torbę, zapakował do plecaczka butelkę z piciem oraz kanapeczki, by po chwili zastanowienia zabrać jeszcze maminy polar, gdyż po opadnięciu emocji jego ukochanej cholerze może być zimno. Spróbował zadzwonić do zarazy, ale w słuchawce rozległ się tylko suchy, czytany przez maszynę komunikat o znajdującym się poza zasięgiem abonentem. Najpierw stwierdził, że złośliwa Mame wyłączyła telefon dając mu tym samym subtelnie znać, że nie chce go znać, po czym sięgnął do kieszonki jej plecaczka i z uczuciem beznadziei wyciągnął z niego jej całkowicie rozładowaną komórkę. Przez głowę przebiegła mu myśl, iż nie ma sensu się denerwować, gdyż małżonkę posiada niereformowalną, po czym schował bezużyteczny telefon i wyruszył na jej poszukiwanie.
Mame zaczął doskwierać brak plecaczka, a co za tym idzie, pożądana stała się obecność porzuconego wcześniej, już na zawsze Tate. To on zwykle posiada potrzebne w danej chwili rzeczy. Tym razem Mame potrzebowała się napić i w żołądku poczuła nieprzyjemny głodek. – Tak, -pomyślała ponuro, – Tak to z nim zawsze jest, nigdy nie ma go wtedy, kiedy go potrzebuję. Głodna jestem, gdzie on się szlaja, sam mi tyle razy powtarzał, że w lesie trzymamy się razem, a teraz co? Polazł gdzieś, nie wiadomo gdzie i się zgubił, a mnie przy okazji, Matko Naturo, cóż to za nieodpowiedzialny chłop – mamrotała pod nosem, rozglądając się bacznie w poszukiwaniu małżonka. Przy okazji odkryła, że jak zwykle nie ma pojęcia gdzie się znajduje ,wielokrotnie tłumaczony przez Tate, nie wiadomo po co północny kierunek znajduje się wszędzie, słońce zaszło a i tak nic by to nie dało, bowiem Mame orientacji w lesie nie posiada żadnej i ogólnie jej sytuacja nie należy do najciekawszych. Pomyślała sobie, że wyjątkowo zadzwoni do Tate i wyrazi swoje niezadowolenie z jego nieobecności w sytuacji, kiedy koniecznie ma się znajdować w pobliżu i z rozlewającym się w środku ciała piekielnym buchnięciem gorąca odkryła, że nie posiada ani plecaczka, ani tym bardziej telefonu. Słabo się jej zrobiło. Wbrew sobie, postanowiła zadziałać rozsądnie. Usiadła na jakimś pieńku i spróbowała określić sytuację. Nie była najlepsza. Nie ma Tate, którego obecność załatwiłaby wszystkie problemy, nie ma telefonu, który załatwił by połowę problemów, siedzi w lesie cholera wie gdzie, nie ma zielonego pojęcia gdzie jest samochód, słońce zaszło i właściwie, to zbiera się na burzę. – Kiepsko, pomyślała , wstała z pieńka i wbrew samej sobie, kierowana siłą wyższą, zaczęła iść we właściwą stronę tę, z której przyszła. Opatrzność postanowiła w tym przypadku zadziałać bardzo energicznie, gdyż miała ku temu ważne powody. Zazwyczaj Mame wybiera źle. Kiedy może coś zrobić łatwo, wybiera najtrudniejsze rozwiązanie. Kiedy wybiera kierunek i może przejść trzysta metrów do celu, ona kieruje się w drugą stronę i przejdzie dwa kilometry. W tym wypadku również chciała iść w kierunku który wydał się jej właściwy, ale z niezrozumiałych dla siebie powodów poszła w drugim, który kompletnie jej nie leżał. Nie była w stanie zawrócić choć bardzo chciała i z poczuciem działania pod przymusem szła dokładnie tam, dokąd miała się udać.
Doskonale orientujący się w terenie i znający pokręcone myśli kierujące ścieżkami swojej żony Tate, bezbłędnie kierował się w jej kierunku. Doszedł do wniosku, że najpierw znajdzie swoje trudne szczęście, a potem, jak zwykle w zgodzie i kłócąc się niemiłosiernie zaczną zbierać razem grzyby. Nie przewidział tylko jednej rzeczy. Znając Mame wiedział, że ona gdzieś tam czeka, już przestraszona, już oczekująca jego obecności i zdawał sobie sprawę, że Mame nie ruszy się z miejsca, dopóki on jej nie znajdzie. Była to zasada przez nią wymyślona, a Mame swoich zasad nie łamie. Dla Tate było to bardzo dobrze wymyśloną regułą ponieważ, gdyby oboje mieli latać po lesie w poszukiwaniu siebie, nie wiadomo, jak i kiedy to by się skończyło. Spieszył się więc i rozglądał w poszukiwaniu swojej charakterystycznie, łatwo do rozpoznania w lesie, w zieloną koszulę ubranej małżonki. Nie patrząc pod nogi poczuł nagle szarpnięcie, potem uderzenie, momentalnie stracił równowagę i rozpaczliwie usiłując złapać równowagę malowniczo machając rękoma wyrżnął o ziemię. W ferworze poszukiwań nie zauważył dziury z wystającymi, mocno poskręcanymi korzeniami drzew. Ten jeden raz postawił źle stopę. Wpadając nią do dziury i lecąc na ziemię, przekręcił się tak niefortunnie, że stopa ugrzęzła w korzeniach, a jego upadek dodatkowo zaklinował ją tak, że w tatowej głowie pokazały się nagle wszystkie galaktyki wszechświata, a do mózgu popłynęła fala doznań. Na pierwszy plan wysunęły się trzy najważniejsze informacje. Pierwszą był straszliwy, przejmujący ból. Drugą, okrutna o właśnie skręconej kostce, a trzecią, wyjątkowo niedogodną i niepożądaną w jego sytuacji to ta, iż noga jest zaklinowana i bez pomocy nie uda mu się jej wyciągnąć.
Do Tate z prędkością światła dotarło jego aktualne położenie. Skręcona w kostce, nie dająca się samodzielnie wyciągnąć z dziury noga, zbliżająca się burza, a co najważniejsze, błąkająca się, zapewne w kompletnie przeciwnym kierunku, nieorientująca się w terenie i bez telefonu pewnie już mocno wkurzona Mame…
Cdn….
Wasz Kubuś