Bawiąca się pysznie ze swoim ulubionym księciuniem podczas weekendu u przyjaciół na wsi Aleksandra, usłyszała nagle dźwięk nadchodzącej wiadomości z Messengera. Przeprosiła siedzące na tarasie wśród drzew, piwa i grillowanych kiełbasek towarzystwo, rozbawiona niebotycznie usłyszanym przed chwilą dowcipem, zręcznie i z wprawą opowiedzianym przez Mariusza, osobistego przedstawiciela wyższych sfer, wzięła telefon do ręki, rzuciła okiem na otrzymaną wiadomość, machinalnie na nią odpowiedziała i wróciła do rozbawionego towarzystwa. Oświecenie przyszło po kilku sekundach.
– Jasna cholera i wszyscy diabli! Ale jak, że co, nie, teraz, jak to, co za wariatka jedna, jak ona tak może, teraz to mi przez nią ciśnienie skoczyło, no pomysły to ona ma! – Aleksandrze szalało w duszy stado zaskoczonych tajfunów, których straszliwa moc nie miała najmniejszych szans pozostania w głowie i po odpracowaniu wszelkich możliwych form zdziwienia, uwolniło się to szaleństwo z duszy i przebiło do rzeczywistości gromkim okrzykiem – Jak ją spotkam, to ją uduszę! Towarzystwo zamilkło. Znali oczywiście swoją przyjaciółkę i jej krewki, barani charakter, ale zaprezentowane przed chwilą emocje nawet jak na nią moc miały zaskakująco niebezpieczną. Księciunio urwał w pół zdania opowiadany właśnie drugi dowcip, zagarnął ją do siebie, posadził na kolanach i głosem znawcy tematu mruknął jej do ucha – Co, mamusia żąda powrotu? Rozkojarzona rzuciła na niego wzrokiem. – Gorzej – wymamrotała nie wiedzieć czemu bardziej wściekła na siebie niż na autorkę wiadomości. – Znacznie gorzej – dodała, nie wyjaśniając równocześnie kto może okazać się gorszy od własnej rodzicielki pozostawionej na weekend jako opiekunka na pastwę dwóch uroczych Aleksandrowych kotów. – Puść mnie, muszę znaleźć jakąś ścianę. Wstała z kolan zdumionego księciunia i skierowała się w stronę domu. -Po co Ci ściana? – zaskoczony Mariusz prawie wypuścił z drugiej ręki trzymaną tam cały czas butelkę z piwem. – Będę tłukła w nią głową z rozpaczy i w poczuciu beznadziei własnego losu, oraz przez tą szaloną kobietę, która miewa plany wtedy, kiedy nie trzeba. Jedna, jedyna wolna niedziela od dwóch miesięcy! – zajęczała rozgoryczona i idąc w stronę domu zaczęła odpisywać na plumkające co chwilę wiadomości. – No nie wybaczę sobie tego – przejęta i oszołomiona nie dopuściła jeszcze do głosu myśli, że jej nieobecność w miejscu zamieszkania może mieć takie konsekwencje.
Pierwsza niedziela sierpnia była chyba najbardziej parnym i dusznym dniem tego lata. Szczęśliwie do tej pory upały omijały Wrocław i Mame miała cichą nadzieję, że lato przemknie niezauważone i nastanie cudowny czas jesieni i temperatur poniżej 24 stopni. W wyższych Mame nie funkcjonuje. Wytapia się okrutnie od czubka głowy po najmniejszy palec w lewej stopie, letnie miesiące przeżywa na wiecznym stand by`ju niczym kot w chwilach pomiędzy posiłkami, a masochistycznie oglądane prognozy pogody kwituje rozpaczliwym stwierdzeniem „byle do września”. Wrześniowe noce są już dłuższe, chłodniejsze i przytrafiające się nawet w tym czasie upały nie są tak dokuczliwe. W upały Mame cierpi, jęczy, sama nie wie czego chce i z utęsknieniem wypatruje chłodu.
Życzliwy Mame Los zwykle pozostawia ją w spokoju w tym czasie, ale, że posiada on tę samą cechę co jego ulubienica – mianowicie czasem mu się nudzi, od czasu do czasu dochodzi do wniosku, że najwyższa pora wyrwać ją z marazmu i wrzucić do głowy jakąś absolutnie cudowną myśl. Na przykład myśl o zrobieniu kosztem Mame niespodzianki swojej drugiej, równie ulubionej co Mame wariatce. Znający Mame od zarania dziejów, postanowił przygotować grunt. Dał jej się wyspać, zachmurzył lekko niebo, dodał przyjemny powiew wiatru i wszelkimi sposobami dawał do zrozumienia, że siedzenie w domu w tak piękny dzień to zbrodnia.
– Chodź pojedziemy na wycieczkę – rzuciła sterowana losem Mame w stronę Tate, kiedy wynudziwszy się przed telewizorem doszła do wniosku, że jak natychmiast nie ruszy tyłka z kanapy, to do niej przyrośnie. -Gdzie chcesz jechać w taki upał? – jęknął Tate, któremu dla odmiany kompletnie nie chciało ruszać się z domu. – A nie wiem, gdzieś, Ty prowadzisz, ja pilotuję – odparła uradowana, doskonale znająca cel podróży Mame. – Chodź, będzie fajnie – zapaliła się do pomysłu i ułożyła już w głowie misterny plan.
Zupełnie nieświadoma wtrąconych przez Los jego trzech groszy, doszła do wniosku że już dzisiaj, natychmiast i od razu musi osobiście poznać znaną jej tylko wirtualnie największą wariatkę z jaką miała do czynienia. Poznały się gdy Aleksandra zaczęła odwiedzać stronę Rozmów i śledzić dalsze losy Kubusia. Jako dwie typowe Baranice, szybko zapałały do siebie sympatią. Kiedy okazało się że urodziły się tego samego dnia i miesiąca w odstępie jednego roku, zgodnie uznały, że stał się cud. Druga taka sama jak ja – cieszyła się Aleksandra w zaciszu swojego domu. – Matko Naturo, ale wspaniała wariatka – rechotała do monitora i siebie Mame, czytając komentarze Aleksandry pod różnymi postami. Radochę miały z tego ogromną, a już wynalezienie łączących je podobieństw, jak choćby uwielbienie do lodowatego mleka i Tomasza Karolaka, powodowały u obu gęsią skórkę i niekontrolowane wystawienie uzębienia na widok publiczny, bez możliwości ukrycia go przez co najmniej dwie godziny. – Ale będzie – cieszyła się jak dziecko Mame, kiedy nie mający nic do powiedzenia Tate odpalał samochód. -Zwykle jest tak, że to nawiedzone fanki nachodzą swoich idoli, a tu będzie kompletnie inaczej. Tu ja, jako przedstawiciel Kubusia, czyli w sumie idol, najdę fana. Psycho-idol najeźdźcą, psycho-idol śledzący bogu ducha winną kobietę, po Lubinie grasuje niebezpieczna szajka w srebrnym samochodzie z przyciemnionymi szybami. Blondynki w grupie największego ryzyka! Prowadzący samochód mężczyzna objeżdża powoli osiedla, a wyskakująca z auta kobieta w przyłbicy podbiega do każdej niemalże kobiety o blond włosach z gromkim okrzykiem – Aleksandra, to Ty? – rany, już widzę te nagłówki w gazetach, te wywiady, tych paparazzi usiłujący zdobyć dowody na moją niepoczytalność… rozmyślała błogo Mame, kiedy nie zdający sobie sprawy z przynależności do zbrodniczej szajki Tate dojeżdżał do Prochowic. Nic nie mówił na temat celu podróży, doskonale wiedząc, że Mame ma swój plan i konsekwentnie go realizuje. Brak jakichkolwiek wskazówek z jej strony sugerował, że jedzie w dobrym kierunku. – Jak dojedziemy do Polkowic i się nie odezwie, wtedy będę się martwić – pomyślał rozbawiony i jechał dalej bez słowa. Szalejące w maminej wyobraźni obrazy zakłócił widok tablicy oznajmiającej iż do Lubina zostało osiemnaście kilometrów. -O kurcze, to my zaraz będziemy, to może dam jej znać, niedziela jest, może chodzi w piżamie po domu, albo całkiem bez? Do Mame dotarło, że niespodzianka niespodzianką, ale niech może niczego nie spodziewająca się Aleksandra ma szansę się ubrać, albo co. Albo co oznaczało według Mame wstawienie wody na kawę i postawienie parującego napoju na stole w momencie naciśnięcia przez nią guzika domofonu. – Dobra, niech będzie, dam jej szansę założyć chociaż dres – postanowiła, zrobiła zdjęcie tablicy drogowej i wysłała do Aleksandry wraz ze wszystko mówiącą wiadomością -Gdzie w Lubinie dają dobrą kawę?. Na odpowiedź czekała tylko chwilę – „Noo nie, czemu nie pisałaś ze będziecie??????? Byście u mnie wypili, a ja jestem na wsi u znajomych cały weekend”. Mame wystawiła na widok publiczny uzębienie. Doszła do wniosku że do Aleksandry jeszcze nie dotarło w pełni i trzeba jej pomóc „Bo to miała być niespodzianka i akurat dzisiaj chciałam Cię odwiedzić ” – dopisała od razu.
Aleksandrą wstrząsnęło. Szła z opuszczoną głową w stronę domu gospodarzy i wymarzonej ściany, wpatrzona w telefon jak nawiedzeni wyznawcy Kaszpirowskiego w telewizor. – Szlag mnie trafi i teleportuje z tego wszystkiego do domu- zawarczała do ekranu i wystukała pospiesznie odpowiedź „Srał pies takie niespodzianki musiałaś trafić na tą jedną jedyną niedzielę kiedy mam wolne? A ić!”. Mame bawiła się setnie. Doszła do wniosku że Aleksandra zaskoczyła już co się stało i pospiesznie odpisała – ” To przecież oczywiste, że ze wszystkich niedziel musiałam wybrać akurat tą, którą masz wolną” Dobra i przejmująca się światem Aleksandra poczuła iż nastał moment w którym wypada się pokajać. Palce poszły w ruch i na ekranie telefonu Mame wyskoczyła odpowiedź „No normalnie jestem niepocieszona , teraz już zawsze będę pracować w każdą niedzielę na wypadek takich niespodzianek, obiecuje
„
Mame łzy płynęły ze śmiechu. Kajanie rozpoznała od pierwszego słowa i postanowiła ugruntować rozmówczynię poczuciem winy. Ocierając oczy wystukała „Teraz to mnie w nos pocałuj Nawet się pomalowałam z tej okazji
” Aleksandra nie była w stanie iść dalej. Swój swego zawsze pozna i nie miała wątpliwości, że zbliżająca się do Lubina Mame płacze ze śmiechu i próbuje wzbudzić w niej poczucie winy. – Czekaj Ty, Ty barania zarazo, ja Cię znam jak siebie samą – pomyślała i wysłała napisaną właśnie odpowiedź „Sama się pocałuj
było cokolwiek napomknąć chociaż , to bym wróciła dzisiaj rano, ty cholero pomalowana
” Mame zawyła, nie bacząc na to, iż niweluje właśnie resztki nakładanego w pocie czoła makijażu. Postanowiła użyć koronnego argumentu, mającego na celu wywołanie nieodwracalnie trwałych wyrzutów sumienia w Aleksandrze” Dojeżdżamy i Tate jest a Ty się szlajasz.Akurat dzisiaj!”
Aleksandra opadła z sił. Doszła do dwóch okropnych wniosków. Po pierwsze nie przegada tej cholery która właśnie pewnie wjeżdża do Lubina, po drugie – możliwość, która właśnie przeleciała jej koło nosa, osobistego poznania świętego Tate, mistycznie uduchowionej osoby, anioła w ludzkiej skórze, który wbrew wszelkiemu pojęciu i zdrowemu rozsądkowi ożenił się z Mame, to było dla niej za dużo. Usiadła z impetem na znajdującym się w pobliżu krzesełku ogrodowym, opuściła ręce z rozpaczy i drugi raz w przeciągu kilku minut zawyła niczym wilkołak w czasie pełni – Jak ją spotkam, to ją uduszę!
Mame dostała czkawki ze śmiechu. Przeczuwała już wcześniej że z tą wariatką która nie ma w zwyczaju ogłaszania swojego grafiku wszem i wobec tak, aby każdy mógł zaplanować niespodziewaną wizytę w dogodnym czasie łączy ją nie tyle nić, co stalowa lina porozumienia i nie odpuści, a w końcu doprowadzi do tego, że ją spotka. Na razie czeka ją bardziej przyziemna sprawa. Musi powiedzieć Tate, że cel wycieczki oddalił się w nieznanym kierunku i w sumie mogą wracać do domu. -Cholera jedna – wymruczała do siebie Mame. – Jak tak bardzo chciała zobaczyć wieś, to sobie mogła telewizor włączyć.
Tate zauważył nagłą zmianę atmosfery w samochodzie. Mame, od duszącej się ze śmiechu i kręcącej na fotelu podekscytowanej iskierki, przeszła do wciąż rozbawionej, ale z lekka niepewnej i mocno podejrzanej łagodności. Tate chyba nie chciał wiedzieć co się stało, ale miał świadomość, że prędzej czy później się dowie. Z nadzieją że nastąpi to później, czekał.
Mame fotel kłuł w tyłek. Z takiej fajnej niespodzianki nic nie wyszło. Postanowiła wziąć byka za rogi i łagodnie miauczącym głosem wymamrotała w stronę Tate – Wiesz, – dla wzmocnienia przekazu zaczęła kręcić loczka z włosów na palcu. – Wiesz – powtórzyła, -Chyba musimy się zatrzymać…
Cdn…
Wasz Kubuś