-Szur, szur, szur, -rozległo się w przedpokoju. -szur, szur, szur – słychać było w całym mieszkaniu regularne i intensywne drapanie. – Które to?, – zastanowiło siedzącą na kanapie i dziergającą coś na szydełku Mame. Wychyliła się zza stołu żeby lepiej widzieć. – Szur, szur, szur – drapał zapamiętale któryś kot , a niepokojący zgrzyt jego pazurów o kafle w przedpokoju zmusił Mame do wstania z kanapy i zbadania, dlaczego któreś z nas postanowiło dodrapać się do mieszkającego pod nami sąsiada.
To byłem ja. Zaraz jak tylko wyszła na jaw sprawa z moją dziurawą głową i dziejącą się przy niej martwicą mózgu, oraz po licznych wizytach u neurologa, zalecono mi terapię sterydami. Miała trwać bardzo długo, a na pewno do czasu, aż skończę rok i moja czaszka przestanie rosnąć. Wszyscy z zapałem zabraliśmy się za moje leczenie, ale, uczciwie rzecz ujmując, ja miałem najmniej do powiedzenia. Pakowali mi te lekarstwa z pysznym jedzonkiem i nawet nie miałem pojęcia, że mnie leczą. No, może poza drobnym, malutkim szczegółem…
Zauważyłem, że mam problem z kupą. Nie będę się wdawał zbytnio w szczegóły, wybaczcie, ale sądzę że zrozumiecie. Powiem tylko, że po tych lekach moje kupki zachowywały się nieco niefrasobliwie. Kiedy myślałem że już skończyłem i po bardzo dokładnym zakopaniu w kuwecie wychodziłem z niej w przekonaniu, że to co miało w niej zostać właśnie tam zostało, zdarzało się, że jakieś spóźnialskie bobki przyklejały się do mojego futerka i spadały poza kuwetę. Co za wstyd! Byłem bardzo zażenowany i w pośpiechu próbowałem je zakopać i ukryć fakt, że nie tylko głowę mam dziurawą, ale dupka też niezbyt szczelna. Wstrętne bobki spędzały mi sen z powiek i mordowałem się z nimi bardzo długo.
-Tate, – odezwała się z przedpokoju Mame, kiedy zobaczyła jak zawstydzony próbuję zakopać dowody swojej nieszczelności. – Tate, – powtórzyła, kiedy ten wyszedł z drugiego pokoju. – Mamy problem. Kubusiowi leci z tyłka. – Kurcze, – zafrasował się Tate, patrząc na mnie ze współczuciem. Neurolog o tym wspominała. Mówiła że mogą zdarzyć się rzadkie kupy i trzeba będzie na to uważać. – No trudno,- skwitowała krótko Mame , poszła do łazienki po papier i szmatkę. Zebrała starannie bobki, umyła podłogę i zrobiła coś niewyobrażalnie strasznego! Złapała mnie pod pachę, przytrzymała fachowo i nie wahając się ni chwili, zaniosła mnie bezbronnego i w wielkim szoku do łazienki, odkręciła kran i umyła mi dupkę! O Matko Naturo! Co ja przeżyłem! Takie upokorzenie! Nie jetem w stanie opowiadać dalej!
Wybaczcie tę chwilę słabości. Musiałem polecieć do Mame i zrobić tę specjalną minę, tę po której wszyscy mnie kochacie i wysępiłem troszkę masełka. Zdecydowanie lepiej mi się zrobiło i mogę już mówić, co było dalej. To był dla nas trudny rok. Ten straszny problem pojawiał się do czasu zakończenia kuracji. Tak bardzo się starałem niczego nie gubić, że ze stresu złośliwe bobki wymykały się częściej. Zostawiały ślady nie tylko przy wylocie, ale i na łapkach. Niestety, ale zapaskudziłem całe łóżko i wszystkie podłogi w domu. Mame i Tate nigdy nie dali mi odczuć, że to moja wina. Wprost przeciwnie! Czekali ze zrozumieniem aż skończę, czyścili po mnie wszystkie wstydliwe ślady, których ja nie dałem rady ukryć i tylko mycia dupki i łapek mi nie odpuścili. Opracowałem zatem plan ucieczki i po każdym wyjściu z kuwety uciekałem co sił w łapkach. Oni też się wyrobili, przyznać muszę. Nie wiem skąd, ale zawsze wiedzieli że to właśnie ja wychodzę z kuwety i czatowali na mnie. Kończyło się to jak zwykle, znienawidzonym przeze mnie wystawianiem się dupką do mycia. Dobrze chociaż, że używali ciepłej wody i zadek mi nie zamarzł. Któregoś dnia, nie pamiętam dokładnie kiedy, wyszedłem jak zwykle z kuwety. Uciekając w pośpiechu przed myciem nie zauważyłem, że zapomniałem o zagubionych bobkach i zadowolony z siebie schowałem się za lodówką. Tate był jednak na to przygotowany. Wyciągnął mnie z kryjówki, zapakował pod pachę i ruszył w stronę łazienki. Doskonale wiedziałem czym to się skończy i zrezygnowany wisiałem mu pod pachą w oczekiwaniu na tortury. Ku mojemu zdziwieniu, nic się nie stało. W pierwszej chwili pomyślałem że nie ma wody i nie może mnie sponiewierać, ale w drugiej stało się coś nieoczekiwanego. Tate zawołał Mame, oglądnęli mój zadek jakby to był najpiękniejszy brylant świata i, do tej pory nie mogę w to uwierzyć, wypuścili mnie na wolność. Z suchą dupką! Niebo się nade mną zlitowało chyba. Od tego czasu takich cudów było coraz więcej. Zmienili też swoje zachowanie. Nie łapali mnie po wyjściu i nie zanosili do łazienki, a podnosili lekko dupkę do góry i sprawdzali czy jest czysta. Od tamtej chwili czysta była już zawsze. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że zakończyło się moje leczenie, że jestem już zdrowy i pani doktor kazała odstawić sterydy. To one powodowały, że bobki stały się złośliwe i niepokornie uciekały mi z dupki. Kiedy ta trauma minęła, mogłem w pełni zająć się domowymi sprawami.
Nie wyglądały za dobrze. Mame i Tate byli bardzo zmęczeni pilnowaniem mnie i widać było, że potrzebują odpoczynku. Kiedy więc BABCIE zadzwoniła z zapytaniem, czy zabraliby ją w niedzielę na basen, widziałem jak zaświeciły im się oczy i pomyślałem, że za wszelką cenę muszę im pokazać, że mogą mnie zostawić i nie zastaną mieszkania w stanie, jakim się znajdowało kiedy wracali z pracy. Ale nie będę o tym wspominał. To był pod wieloma względami przesrany rok. Dość o tym. Jak mówiłem, żeby udowodnić im że jestem odpowiedzialny i mogą sobie spokojnie pojechać popływać, zrobiłem coś zaskakującego. Szczególnie dla nich, bo nie afiszowałem się tym zbytnio. Podszedłem grzecznie do Kawuni, polizałem ją po dupce, nie ugryzłem i delikatnie położyłem się obok. Kawunia doskonale wiedziała dlaczego to robię i popatrzyła na mnie znacząco, jakby chciała powiedzieć, że jak to skrewię, to ona mi pokaże i żeby do reszty ich uspokoić, odwróciła się do mnie, położyła łapkę na mojej dupce i zapadła w drzemkę. Przyglądający się tej scenie Maksio przeszedł sam siebie. Trzymał pyszczek do końca i nawet najmniejszym wibrysem nie zdradził, co sądzi o tej szopce. Też uważał, że powinni odpocząć. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Maksio pękł ze śmiechu. Skoczył z gracją z oparcia kanapy wprost na mnie. Byłem już gotowy i w połowie jego lotu zerwałem się na równe łapki, odwróciłem w jego stronę i … I nie powiem co dalej, bo będę miał szlaban na komputer do końca piątego wcielenia i kto Wam będzie wtedy opowiadał?
-O rany, jak dobrze – westchnęła Mame , zalegając z westchnieniem na przednim fotelu auta. Wrzuciła niedbale torby basenowe do bagażnika, przezornie już w domu założyła kostium kąpielowy i od upragnionego zanurzenia się w wodzie dzieliły ją już tylko zabranie BABCIE i droga do Aquaparku. Wybrali jak zwykle swój ulubiony, niedaleko Wrocławia. – Jeszcze tylko przeżyjemy marudzenie BABCIE i w końcu popływamy. Ale będzie fajnie, ale mi tego brakowało – zwróciła się do prowadzącego samochód Tate. – Dlaczego uważasz, że BABCIE będzie marudzić? – spytał Tate, usiłujący nie dać się staranować na skrzyżowaniu chamowi w nowym, drogim samochodzie, któremu wydawało się, że kupił auto z pierwszeństwem przejazdu i w gratisie dostał jeszcze prywatną drogę. – Życia nie znasz, czy własnej teściowej? – zdziwiła się Mame – To więcej niż pewne, że się do czegoś przyczepi, byłaby chora inaczej. – No widzę debila – dodała beznadziejnie. Ale co się dziwisz. Policja w tym kraju ma wyrąbane tak, jakby plany wycinki Puszczy Białowieskiej dotyczyły właśnie ich. Jeżeli ze skrzyżowania na zielonym świetle, jak przepisy mówią, rusza oznakowany radiowóz, a z boku przelatuje mu przed nosem auto, które, niezależnie od tego jaki zaklinacz rzeczywistości w nim siedzi i wbrew jego elokwencji na pewno miało czerwone, a radiowóz nie reaguje, to czemu się dziwisz? – zaskoczona Mame popatrzyła ze zdziwieniem na męża. -Gdyby Policja robiła to, do czego została powołana, a nie ochraniała dom pewnego szeregowego dniem i nocą, to może ilość dziczy na drodze znacząco by spadła. – On nie jest takim szeregowym… – zaczął Tate i ugryzł się w język, ale było już za późno. Mame jest wyjątkowo cięta na polityków, szczególnie na tych, którzy traktują ludzi z lekceważeniem, jak śmieci. Jeszcze dobrze zęby Tate nie ścisnęły jego języka, kiedy ta wybuchła – Nie mów do mnie o tym cholernym, dysfunkcyjnym i nie przystosowanym do życia w społeczeństwie kurduplu! – Szeregowy z manią wielkości jakieś metr czterdzieści na drabince, kacyk z PZPR o podwójnej moralności! – Ja o Policji mówię, nie, nie , spokojnie, nie nakręcaj się, na basen jedziesz, nie rozpraszaj się – po pierwszym wybuchu Mame zaczęła uspokajająco mamrotać do siebie pod nosem. – Jeszcze trochę siły potrzebujesz, głowa Cię rozboli a zło dalej będzie toczyć ten kraj od środka- ciągnęła, desperacko próbując się uspokoić. -Tylko kota szkoda – westchnęła rozżalona i usunęła toksyczne myśli z głowy.
– Bliżej nie można było? – zagderała jak zwykle BABCIE, na wieść o wybranym Aquaparku, wsiadając do samochodu. – Tyle czasu będziemy się tłukli, a przecież nasz Aquapark jest blisko i taki fajny. – marudziła, chyba tylko dlatego, żeby nie wyjść z wprawy, BABCIE. – Jak Ci zależy, to możesz tłuc – odezwała się uprzejmie spokojnym głosem Mame. -Byle nie w szybę i w moje oparcie, bo będziesz mnie trącać i się zdenerwuję. -Usiądę za zięciuniem zołzo Ty -mruknęła BABCIE, starając się bardzo, żeby owo mruknięcie nie dotarło do jej nerwowej córki. W gruncie rzeczy BABCIE była bardzo zadowolona z wyjazdu. Lubiła pływać i odpoczywać w wannach z jacuzzi, na schorowany kręgosłup pomagały je bicze wodne i zdecydowanie bardziej komfortowo było jej dostać się na basen samochodem, niż tłuc się komunikacją miejską. BABCIE po prostu uwielbia drażnić swoją córkę i już.
-O tak, o tak, tego mi było trzeba – z zamkniętymi ze szczęścia oczyma jęczała Mame stojąc pod biczami wodnymi. Każde wejście do wody rozpoczynała właśnie od tej atrakcji. Zmęczona i zestresowana wystawiała się na dobroczynne działanie wody, której wąski strumień pod wielkim ciśnieniem atakował bezlitośnie jej plecy. Jak zwykle z tej okazji spódniczka od kostiumu falowała na powierzchni wody wzbudzając sobą powodujące ciekawe skojarzenia bąbelki. Mało ją to interesowało. Mame była w swoim żywiole. Lubili z Tate ten Aquapark ze względu na niewielki ruch. Każda atrakcja dostępna, nikt się nie tłoczy, na jednym torze pływają cztery osoby, żyć nie umierać. Po rozmasowaniu spiętych pleców następował zwykle drugi punkt programu, czyli pływanie. Z rozbrajającą szczerością Mame przyznaje, że tego co wyczynia w wodzie pływaniem nazwać nie można, ale bez wstydu przemieści się z jednego końca basenu na drugi, nie topiąc się przy tym i nie angażując co najmniej trzech ratowników. Zajmuje się wtedy sobą i jest to jeden z niewielu przypadków kiedy nie absorbuje swoją osobą Tate. Zupełnie inaczej niż on. W tego po wejściu do wody wstępuje zło. Jak nie pokonuje długości basenu w tempie wzbudzającym podejrzenia że właśnie się za nim pali, to biega na zjeżdżalnię i wpada z hukiem do wody wzbudzając silne obawy Mame, że właśnie wybił w dnie dziurę i wychlapał całą wodę wzbijając ją pod sufit. To jeszcze próbująca zażywać relaksu Mame jest w stanie znieść. Cierpliwości nie wystarcza jej na ulubione przez Tate działania. Każda ucieczka przed płonącym basenem i każda wybita po zjechaniu dziura mają być okraszone jej atencją. Ma patrzeć, podziwiać, zachwycać się i piać z zachwytu. Czasem Tate, nie wiedząc co czyni, posuwa się i krok dalej. Ochy i achy już mu nie wystarczają. Rozbisurmaniony uderzającym do głowy chlorem, zaczyna domagać się od spokojnej Mame aktywnego udziału w swoich rozrywkach. Truje, mędzi i jęczy. A chodź tu, a popatrz, wejdziemy, będzie fajnie, zobaczysz. Tak zwykle argumentuje i truje, że w Mame czasem coś pęka i działa ona na swoją szkodę. Nie inaczej było i tym razem. Biedna, skołowana Mame, dała się namówić na zjazd zjeżdżalnią. Na widok kiwającej twierdząco głową Mame, BABCIE o mało nie utopiła się w jacuzzi. Wyłoniła się z niego pospiesznie, żeby za nic nie uronić tego, co jej frywolna umysłowo córka może w związku z tym zrobić. Przeniosła się na drugi brzeg basenu z atrakcjami, zasiadła na podwodnej ławeczce oferującej łagodny masaż lędźwi i oddała się obserwacji.
Mame nie przepada za niczym, nad czym nie ma kontroli. Ale eksplozja tatowego entuzjazmu tak ją osaczyła, że trochę wbrew sobie i nie wiedzieć kiedy, znalazła się na podeście prowadzącym do będącej zjeżdżalnią rury. Wszelkie jej argumenty że się nie zmieści albo zaklinuje w środku, Tate zbił brutalnie i nieodwracalnie. Pomógł mu trochę Los, który w sumie miał ciężki dzień i zapragnął rozrywki. Jedna z jego ulubionych podopiecznych, nad którą często zakasał bywał rękawy, znalazła się w sytuacji nie do końca przez nią nadzorowaną. Mogło być ciekawie. Wzorem BABCIE Los rozsiadł się wygodnie w przestrzeni, leciutko tylko podglądnął przyszłość, nie na tyle, żeby zobaczyć co się za chwilę wydarzy, ale wystarczająco daleko żeby mieć pewność, że Mame to przeżyje.
-I teraz Słoneczko – trajkotał jak nawiedzony Tate. -Teraz zobacz, podchodzisz do barierki, tu przed nią masz próg, z progu leci woda, ale nie martw się, nie poślizgniesz się, jak już jesteś za progiem, to… – Cicho! – ryknęła szeptem Mame, – Przestań tyle gadać bo nie bacząc na nic, zaraz stąd zejdę. Widzę przecież co tu się dzieje, zjeżdżalnia to nie łódź podwodna, dam radę – zapieniła się Mame uciszając męża. – Co ja barierki i progu z którego leci woda nie widzę? Światełko czerwone i zielone też nie daje mi nic do myślenia? – sapała Mame, która właśnie uświadomiła sobie, że nie dość, że wdrapała się tu po wstrętnych, mokrych i wąskich schodach, to jeszcze ma się znaleźć na dole zjeżdżając jakąś plastikową rurą, która jak nic pod jej ciężarem pęknie. – Idź pierwszy i niech ja Cię nie słyszę – wydała dyspozycje, chcąc jak najszybciej mieć za sobą klepiącego Tate i rurę. – Zielone masz, zjeżdżaj – dodała. -No już, już sobie idę – obruszył się Tate. – Chciałem Ci tylko pomóc, już jadę – powiedział, łapiąc się za barierkę i po lekkim rozbujaniu śmignął fachowo rurą w dół. Chwilę później Mame usłyszała charakterystyczny dźwięk wybijanej w basenie dziury, świadczący o tym iż jej małżonek znalazł się na dole. Tate plusnął, odczekał chwilę, nastawił się na łapanie zjeżdżającej Mame i kiedy dwukrotnie prawie złapał jakiś chłopców zamiast swojej szalonej żony, postanowił wejść na górę i sprawdzić co się dzieje. Mame mogła się bowiem rozmyślić.
– Wiedziałam że będzie tam czekał- mruknęła do siebie z satysfakcją Mame patrząc na czatującego na nią na dole Tate. – Nie da spokojnie zjechać, zaraz będzie próbował mnie łapać i uszczęśliwiać na siłę. Koniec końców, rurę przeżyję, a na dole on mnie utopi – zadowolona z rozmysłem puściła przed siebie dwóch chłopców. – No tak, to było do przewidzenia, teraz lezie tu na górę i będzie agitował. Namawiał nachalnie wiercił dziurę w żołądku i uszczęśliwiał na siłę. Dobra, jadę. Nie zdąży wleźć, nie zdąży też zleźć i nie narobi mi wstydu. Zjadę sobie spokojnie, bez paniki, to tylko rura z wodą, dzieci zjeżdżają i żyją, to ja też dam radę – myślała Mame podchodząc do barierki. Światełko od dłuższej chwili świeciło się na zielono – znak, że rura pusta i bezpiecznie można zjeżdżać. Spływać. Płynąć, czy jak to tam fachowo nazwać. Znaleźć się na dole i wybić dziurę w basenie. Każdy to chyba potrafi – Uznała w duszy Mame, złapała się barierki i przestawiła niedbale jedną nogę za próg. Nie była przygotowana na wypływający z progu lekki, ale jednak strumyczek wody. Pierwsza noga zawahała się niepewnie, druga, już przekraczająca próg nie będąc przygotowaną na zawahanie pierwszej dołączyła do niej energicznie, poprzestawiały się w pląsach nieoczekiwanie i tracąca równowagę Mame pacnęła z impetem na tyłek. Próbując wyrównać pion puściła barierki, złapała się za tyłek i zamierzała wyrównać jakoś swoją pozycję. Ciurkający od progu strumyczek nie miał za zadanie porwać delikwenta i spłukać go na dół. Był bardziej przewidziany po to, aby zmoczyć lekko tyłek pragnącego rozrywki człowieka i uchronić go przed nieprzyjemnym początkiem zjazdu na sucho. Dłuższa chwila, której Mame potrzebowała do wygodnego usadowienia się zaraz za progiem spowodowała spiętrzenie, Mame poczuła mokrą śliskość i nie mając już wpływu na nic została spłukana w dół.
Cdn….
Wasz Kubuś
,