Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia przed piętnastoma laty nie zapowiadał się na typowy. Rejwach od samego rana, tabuny ludzi w domu rodzinnym Mame, przymusowa pobudka bladą nocą oraz presja związana z wyznaczoną jakiś czas temu wysoce niepraktyczną godziną, powodowały, iż Mame, ogólnie co prawda przejęta, ale z każdą chwilą oraz przybyłą nową osobą, wpadająca w coraz to większą irytację, siedziała w dużym pokoju na krzesełku i z niewiadomych dla siebie powodów pozwalała pewnej obcej osobie, fryzjerką zwanej, gmerać sobie we włosach i okadzać śmierdzącym lakierem jakby brała udział w konkursie na Delficką Pytię. Jednakże powód tego szaleństwa był zgoła odmienny. W tymże to dniu, Mame zgodziła ożenić się z Tate.
Nim do tego doszło, musieli się oczywiście poznać. Nastąpiło to w sposób mało rozpowszechniony w owym czasie, mianowicie przez internet. Tate z racji uprawianego zawodu, a Mame z ciekawości świata i wszelkich nowinek technicznych, posiadali dostęp do świata zewnętrznego i z zapałem nowicjuszy go używali. Po pierwszych i nieśmiałych reakcjach na komentarze, oraz pierwszym poważnym osobaczeniu Tate przez krewką Mame (co, nawiasem mówiąc nie dało biednemu chłopinie nic do myślenia), nadejszła, jak mawiał klasyk wiekopomna chwila. Chwila zapowiadała się zwyczajnie, bez fanfarów, ale której skutki odczuwalne są do dnia dzisiejszego. Podczas jednej z, jakże teraz standardowych, klikanych rozmów, wymieniali uwagi na temat czytanych książek i wyrażali chęć przeczytania innych. Mame rzuciła uwagą na temat Diuny Franka Herberta, oraz potrzebę jej przeczytania. Po drugiej stronie ekranu Tate rozkwitał właśnie jak szczypiorek po deszczu, bowiem posiadał on tę pozycję w swojej biblioteczce i był skłonny pożyczyć ją Mame. W przeciwieństwie do niej, zdawał sobie sprawę, co owa pożyczka oznacza i zadowolony, jakby miał z czego, czekał na reakcję. Mame, jak to ona ma w zwyczaju, najpierw mówiąc, potem myśląc, ucieszyła się ogromnie , po czym chwilowo zamilkła. Tate lekko zaniepokoiła nagłą cisza i brak tekstu na ekranie, lecz, jako człek odznaczający się stoickim spokojem, siedział sobie przed komputerem, sączył niespiesznie zimne piwko i czekał. Przyczyną przestoju w konwersacji nie były bynajmniej problemy techniczne, lecz nagłe oświecenie w międzyusznej przestrzeni u Mame.
-Ale super, przeczytam sobie, fajnie, dużo o niej słyszałam, podobno świetna książka, -myślała zadowolona. Nie mam teraz co czytać, będzie w sam raz. -Ale, zaraz, zaraz, -przyszła jej w końcu do głowy jakaś sensowna myśl. – Zaraz, to przecież będziemy musieli się spotkać??? – No tak, co za oślica ze mnie, a jak inaczej mi ją pożyczy? Dobrze wiedział jak to się skończy, co za typ jakiś podstępny, a może to psychopata? Oni wbrew pozorom są inteligentni. A skąd ja mam wiedzieć, czy nie trzaśnie mnie w ten mój durnowaty łeb, jak tylko znajdę się w zasięgu? I co ja wtedy zrobię? Może wezmę ze sobą jakiś scyzoryk, mam chyba w domu coś takiego, czy ja naprawdę nie mogę najpierw myśleć, a dopiero potem robić? Co to za skaza jakaś, na pewno w dzieciństwie o jeden raz za dużo wyleciałam z łóżeczka, wolności mi się zachciało, co mi te szczebelki przeszkadzały, trzeba było w sufit patrzeć, a nie przed siebie, nad głową szczebelków nie było, BABCIE jednak ma rację, ja jestem jakaś nienormalna, – mamrotała pod nosem coraz bardziej zirytowana, dla odmiany popijając wyjątkowe czerwone półwytrawne wino. – Cholera, to przez ten zdradziecki napój, trzeba sobie było mleka nalać, teraz wyjdź z tego z jakąś twarzą, – ciągnęła. – A co tam, – stwierdziła po chwili, -A co mi tam,- powtórzyła, wykręcając resztki z butelki do kieliszka, – umówimy się w miejscu publicznym, wezmę tę większą torebkę, włożę ze dwa słowniki, i w razie czego zdzielę go w czaszkę, jak tylko zauważę pierwsze symptomy obłąkania na jego twarzy.
Wbrew wszelkim obawom Mame i radosnemu oczekiwaniu Tate, ich pierwsze spotkanie przebiegło bardzo miło, oraz, jak to w przypadku dwóch dzikusów bywa, trochę koślawo, ale nie na tyle, żeby było ostatnim. Kiedy Mame przeczytała i oddała Tate Diunę, okazało się, że mają dużo wspólnych tematów do rozmowy, obydwoje lubią jazdę na rowerze, zimne piwo oraz swoje towarzystwo i w naturalnie niezauważalny sposób okazało się, że z dwóch obcych sobie bytów tworzy się jeden. Tate pozytywnie przeszedł test Pchełki, który Mame uważała za decydujący, okazał się człowiekiem o sercu na dłoni i dużym zapasem zdrowego rozsądku, który przy możliwościach Mame miał szansę się nie wyczerpać, oraz zrobił pozytywne wrażenie na przyjaciółce Mame, której zdanie było drugim po Pchełki najważniejszym i w ten oto sposób został przyjęty i zaakceptowany.
Po pewnym czasie wspólnego bywania, kilku imprez i koncertów, Tate stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wspólnie zamieszkali. Jako człowiek czynu, Mame zareagowała po swojemu. Bez zadawania zbędnych pytań, jak, kiedy i dlaczego, podczas najbliższego weekendu zapakowała swoją poduchę, jasieczki i kołdrę do wielkiej torby, zainstalowała ten tobół na kierownicy swojej srebrnej limuzyny i zapocona jak bryła lodowa po saunie, przytargała to zadowolona do Tate. Tate nie miał czasu na jakąkolwiek reakcję, ponieważ nasza Mame, po zrzuceniu piernatów pod jego nogi, odwróciła się na pięcie i popędziła do swojego domu. Tate nie otrząsnął się jeszcze z pierwszej wizyty Mame, kiedy po pół godzinie kolejny dźwięk domofonu poderwał go z fotela. Mame zadowolona i zasapana jak ciuchcia pod górę, wtoczyła się do jego domu z rowerem pod jedną i transporterkiem pod drugą pachą. Zaparkowała rower w pokoju obok roweru Tate, wypuściła Pchełkę z kontenerka na salony, zaległa na fotelu i oznajmiła radośnie zbaraniałemu Tate -Jestem, możesz mi dać piwa, zmachałam się :).
Od tego momentu czas upływał im w bardzo przyjemny sposób. Tate zgadzał się radośnie na wszystkie zwariowane pomysły Mame, ona miała przy kim rozwijać talent, skrzydełka oraz wyobraźnię i wydawać by się mogło, że ich droga wiedzie ku jasno określonemu celu i nic nie stanie na przeszkodzie, żeby go osiągnąć. Los jednakże bywa przewrotny i lubi wystawiać ludzi na próby, oraz testować poziom ich zaangażowania. Dla nich ta próba rozpoczęła się pewnego styczniowego poranka, kiedy to Mame , jak zwykle na rowerze, pędziła do pracy. Niestety, nie dane jej było do niej dotrzeć. Los, w postaci zajeżdżającej jej drogę taksówki, postanowił inaczej. Kiedy się ocknęła, nie wiedzieć czemu leżała na ulicy, a nad nią pochylała się spora grupa ludzi. Szczególnie jeden człowiek dał się od razu zauważyć. – Ty gówniaro jedna, jak jeździsz, co Ty sobie wyobrażasz, smarkulo jedna, samochód mi zniszczyłaś, świeżo lakierowany, to jest moje miejsce pracy, do sądu Cię podam, – darł się na pół ulicy z pianą na ustach taksówkarz. – W styczniu na rowerze, nie masz kiedy jeździć, co za głupie dziewuszysko, -nie ustawał w pretensjach. Otumaniona Mame, do której nie dotarło w pełni o co chodzi, stwierdziła, że musi wstać. Ostatnią przytomną myślą zmusiła się do delikatnego poruszania wszystkimi kończynami i sprawdzenia, czy są na miejscu. Kiedy uznała, że jest dobrze, spróbowała się podnieść. Było jej bardzo niewygodnie i kiedy popatrzyła na swoje ręce okazało się, że cały czas kurczowo trzyma się kierownicy. Ktoś pomógł jej wstać, ktoś inny zabrał rower, a jeden pan podtrzymywał, kiedy zaczęła się zataczać. Taksówkarz nieustannie darł się na nią, aż w końcu, kiedy rzuciła okiem na swoją piękną, srebrną limuzynę dotarło do niej, co się stało. Rower wyglądał jak przydeptany przez olbrzyma. Koła skręcone w ósemki, żałośnie wygięta kierownica i urwane lusterka sugerowały, że dokonał swego żywota i ta jazda była ich ostatnią. Mame trafił nagły szlag. Trzymając się obcego człowieka, z mordem w oczach zwróciła się do wrzeszczącego taksówkarza. – Zamknij się człowieku, ryknęła na pół ulicy, -Ja Ci zniszczyłam samochód?, -W dupie mam Twój samochód, zobacz chamie, co zrobiłeś z moim rowerem!- Na złom się nadaje! -Ty chcesz mnie do sądu podać?! – Chyba Cię rozum opuścił, bucu jeden, kto mi drogę zajechał?! – Bo co, bo przed rowerem się zawsze zdąży?! – Bezczelny chamie, wyobraź sobie, że nie, nie zawsze!!! -Darła się jak opętana. Kiedy taksówkarz próbował posunąć się do rękoczynów, zareagowali przechodnie i zaprowadzili wściekłą, zapłakaną Mame do parkującego właśnie radiowozu. Ponieważ Mame nie była w stanie się uspokoić, policjanci stwierdzili, że jest w szoku i nie bacząc na jej protesty, wezwali pogotowie. Pogotowie,tym bardziej głuche , w trybie szybkim zawiozło Mame do szpitala. Po licznej serii badań, prześwietleń i ostatecznym wyniku badania tomografem, przyjmujący Mame ordynator osobiście pojawił się na sali na której ją zainstalowali i głosem wypranym z jakichkolwiek emocji rzekł: – Ma Pani złamany kręgosłup. Ma Pani ABSOLUTNY nakaz leżenia, może Pani wstać do toalety, i to wszystko. Przez najbliższe trzy miesiące ma Pani leżeć. Leżeć i się nie ruszać. Jak w trumnie. Po trzech miesiącach zgłosi się Pani do kontroli. Jeżeli nie będzie się Pani stosować do moich zaleceń, następnym razem przyjedzie tu Pani na wózku. Do zobaczenia za trzy miesiące.
Świat nagle się zmienił. Zapłakana BABCIE chciała zabrać Mame do domu, Mame w ciężkim szoku chciała być z Tate, Tate został zmuszony do podjęcia bardzo ważnej decyzji. Czy będzie w stanie przetrwać ten czas z Mame, czy ich więź jest na tyle silna że się nie wycofa? Czy poradzi sobie w sytuacji, kiedy Mame może potencjalnie już nigdy nie chodzić? Wiele myśli i jeszcze wiele wątpliwości przewinęło się przez jego biedną głowę. Rozważał wszelkie za i przeciw, długo też bił się z myślami. Kiedy po trzech dniach od wypadku Mame wypuszczono ze szpitala, Tate nie miał już wątpliwości, do którego domu trzeba ją zawieźć.
Cdn…
Wasz Kubuś
O rany, no i czy nie miałam racji, że Tate należałoby przynajmniej umedalić????????????? No, Mame się nabolała, jasne, współczuwam, ale wiem, że musiał być happy end kręgosłupowy, więc heroizm Tate tym bardziej na mnie działa 😉
Tate ze swoim medalem mieszka😂😂😂
Nie wiem, co napisać. Nie takiego dalszego ciągu się spodziewałam po radosnym wstępie z fryzjerką 😉
Kubusiu, i Mame, i Tate zasługują na medale…
Życie pisze swoje scenariusze, niekoniecznie zgodne z naszymi oczekiwaniami…