Lewarek

Rozmowy z Kotem

-Mame, a dlaczego powiedziałaś ostatnio, że to Ty ożeniłaś się z Tate? Czy to nie jest przypadkiem odwrotnie? Czy to nie Tate się żeni, a ty wychodzisz za mąż? – Teoretycznie, Kubusiu, ale ja noszę spodnie, ja żądzę, ja się żenię. -Acha……-Tak, właśnie tak.

Kiedy Mame ustaliła sama ze sobą, że nie ma nic złamanego i w ogóle jej to nie dotyczy, rozpoczął się bardzo szybki proces ozdrowieńczy. Mame po pierwszym szoku, doszła do wniosku, że nie zgadza się z opinią lekarzy, nie ma z tym nic wspólnego i kompletnie nie rozumie, o co tyle zachodu i hałasu. Pozwalała oczywiście opiekować się sobą, ale z prędkością pioruna uderzającego w ziemię ucinała wszelkie oznaki użalania się i jojczenia dochodzące z, bądź co bądź, przejętego towarzystwa bliskich i przyjaciół. Mame nie potrzebowała płaczek na pogrzeb, Mame potrzebowała wstać i normalnie funkcjonować, ponieważ ograniczenie jej wolności i swobody to coś, z czym nie jest w stanie się pogodzić. Kiedy wiadomo już było, że kości zrastają się prawidłowo i widmo wózka oddala się w tempie błyskawicznym, Tate odetchnął z ulgą i stwierdził, że teraz jego kolej. Chodził po mieszkaniu jak kot wokół brudnej kuwety, mieszał się, coś tam do siebie mamrotał i ewidentnie było widać, że za chwilę go rozsadzi oraz głowa mu wybuchnie. Mame w pierwszym momencie nie zrozumiała, w drugim ją oświeciło, a w trzecim postanowiła dość przewrotnie, że trochę frajdy jej się należy i przeszkadzać nie będzie, ale też biednemu Tata nie ułatwi. Jako osoba pragmatyczna, oraz lubiąca kontrolować wszelkie niespodzianki, szczególnie te, wymierzone w jej  stronę uznała, iż należy pokazać Tate, którym to pierścionkiem zaręczynowym ma ją uszczęśliwić i zadowolona z siebie stwierdziła, że jej rola się skończyła. Z rozbawieniem zabarwionym nutką uszczypliwości i okiem mrugającym politowaniem, patrzyła jak Tate wije się w sobie lepiej niż wąż przemykający po rozżarzonych węglach i ewidentnie próbuje pozbyć się tej guli z gardła, która śmiało mogłaby konkurować z kocim kłaczkiem. Tate, którego pojemność była jednak ograniczona, buchnął był radośnie któregoś wieczora na kolana tak, że budynkiem wstrząsnął, wyciągnął wybrany przez Mame pierścionek i w  dość rozbrajający i wzruszający sposób w końcu się oświadczył.  Mame stwierdziła, że w sumie dość go lubi i nie mniej radośnie wyraziła zgodę.

Przygotowania, jak w przypadku miliona innych par w końcu dobiegły końca i dwudziestego szóstego grudnia, na godzinę dwunastą zostali zaproszeni do USC, a wraz a nimi najbliższa rodzina i przyjaciele. Data nie została wybrana przypadkowo. Rezolutna Mame stwierdziła, że musi to być dzień, który po wielu, wielu latach, kiedy, być może przyjdzie im funkcjonować z pewnym Niemcem, złodziejem pamięci, będą w stanie w miarę łatwo zapamiętać. Ta liczba jest bardzo mocno powiązana z życiem Mame. Dwudziestego szóstego urodziła się najukochańsza babcia Mame, tego też dnia zmarła. Dwudziestego szóstego stycznia Mame miała wypadek i jest to tylko kilka przykładów ściśle wiążących Mame z tą liczbą.

Kiedy Mame, bliska obłędu i wystrzelania wszystkich znajdujących się w domu gości, została w końcu uczesana, ubrana i była gotowa do wyjścia, pojawił się Tate. W przeciwieństwie do Mame, trochę wzruszony, mocno zdenerwowany, ale dzielnie dzierżący w spoconej z przejęcia dłoni maminy bukiet, jako chłopak dobrze wychowany i potrafiący znaleźć się w każdej sytuacji, łamiącym się głosem, raz jeszcze, przy wszystkich, spytał Mame czy za niego wyjdzie, czym zmusił ją do odpowiedzi przy zachłannie wpatrzonych w nią bliskich i po uzyskaniu wymamrotanej twierdzącej odpowiedzi, ujął ją był pod ramię i wyprowadził z rodzinnego domu.

W urzędzie zebrała się spora grupa ludzi, przynależna do jednej lub drugiej strony. Oboje w swoich środowiskach znani byli  jako pozytywnie poszkodowani w głowę, acz wzbudzający sympatię dzikusy i każdy z zainteresowaniem patrzył, kim jest ta druga osoba, która zgodziła się funkcjonować z naszym oryginałem.  Mame, kochająca liczne i nieznane  sobie towarzystwo lepiej, niż złodziej publikę, zaszyła się w kącie z dwojgiem swoich przyjaciół, postawiła za plecami Tate i próbowała udawać, iż ta impreza jej nie dotyczy. Agnieszka i Rafał, znający Mame lepiej niż ona siebie samą, jako prawdziwi przyjaciele, wspierali ją jak mogli. Rozważali podstawienie sobowtóra, zabarykadowanie się z kierowniczką USC w jej gabinecie, skierowanie gości do innej sali i w wersji ostatecznej odwołanie całej imprezy oraz posłanie gości w diabły. Wszystkie oznaki wsparcia Mame przyjmowała z wdzięcznością, jednakże każda miała jakieś mankamenty. Z rozpaczy Agnieszka wpadła na odpowiednią myśl, inspirowaną filmem „Uciekająca panna młoda”

-I wiesz, powiedziała do zainteresowanej nagle Mame, -Podstawiamy Ci tam pod to okno konia, wskakujesz i po kłopocie, -dodała. Mame wzruszona, zaczęła rozważać kwestie techniczne. – Hmmm, to jest myśl, to mogłoby się udać, tylko jak tym wszystkim ludziom wyjaśnić moje nagłe zniknięcie? -Jakie to w gruncie rzeczy romantyczne, jaki piękny skandal by się objawił, ależ by mieli gadania, co najmniej do najbliższego pogrzebu….-Tak, tak, tylko jak tu się przedrzeć? -rozważała głośno. – Wiem! – krzyknęła Agnieszka, no przecież wiem , to takie proste, to tylko pierwsze piętro, bierz tę kieckę w rękę i oknem, tam Ci konia podstawimy, będzie dobrze! Uda się – rozentuzjazmowała się Agnieszka, – dawaj tego wiechcia, i skacz! – Czyś Ty oszalała, czy Cię  w mózg skorpion podziabał, – zdenerwowała się Mame. Pomysł genialny w swej prostocie, ale weź pod uwagę biednego konia! Nie zrobię przecież krzywdy zwierzęciu, ja ciężka jestem, jak zeskoczę, to on nieszczęsny ugnie się, kopytka mu się rozjadą i dupa z ucieczki, a jeszcze mi koń w szpagacie zostanie, to co ja z nim zrobię??! Zdenerwowała się Mame. -Cholera, taki dobry pomysł, ja, na białym koniu, w stronę zachodzącego słońca…..- Cholera, no nie da rady, koń w szpagacie, no nie da rady, dupa za ciężka, nie da rady, -rozpaczała zasmucona Mame. -Spoko, -odezwał się milczący do tej pory Rafał. -Spoko,  nie łam się, w bagażniku mam lewarek…..

O ile Mame lubi przemykać niezauważalnie i najczęściej się jej to udaje, o tyle na jej własnym ślubie los postanowił inaczej. Mame i jej przyjaciółka, obie posiadające zwyrodniałą wyobraźnię, równocześnie ryknęły śmiechem tak, że szyby zadrżały, a wszystkie niemechaniczne konie schowały się pod bryczki.   Przez łzy, z rozmazanym makijażem, rżące jak młode kobyły po koniczynie, na słaniających się nogach zostały grzecznie, acz stanowczo poproszone na salę. O ile Agnieszka z Rafałem mogli rechotać pod ścianą, o tyle Mame, jako jeden z dwóch głównych sprawców zamieszania, nie mogła się za nikim  schować i usiłowała choć przez chwilę trzymać twarz. Udało się to w nikłym stopniu, gdyż każdy obraz podsuwany jej przez złośliwą wyobraźnię, a przedstawiający rozkraczonego w panice konia, siedzącą na nim Mame, obłędnie próbującą poderwać go do biegu i stoicko spokojnego Rafała, który w swym wyprasowanym na kant garniturze szuka pod koniem najlepszego miejsca do wpasowania tam lewarka, powodowało u Mame drgawki przywodzące na myśl czkawkę gigant połączoną z elektrowstrząsami. Kiedy jeszcze usłyszała zza pleców przejęty szept jednej ciotki do drugiej ” zobacz, wzruszyła się bidulka, chyba płacze”, poddała się.  Zatrzęsła się jak galareta, podniosła swój śliczny bukiet do góry i wsadziła do niego zasmarkaną i zapłakaną ze śmiechu twarz i cichutko, acz nieopanowanie zawyła. Na straży jednak czuwała niezawodna BABCIE, która zdzieliła biedną Mame torebką w plecy i głosem mówiącym zamknijsięnatychmiastobłąkanadziewczynobocięuduszęisławkawydamyzakogośnormalnego, nie dopuściła do opuszczenia przez Mame sali i umarcia ze śmiechu w pustym holu. Tate, przejęty, jakby nie patrzeć, swoim własnym ślubem, nie oślepł był jednak i widząc co się dzieje, postanowił wesprzeć duszącą się ze śmiechu Mame. Nie widząc innej możliwości, złapał ją za rękę i trzymał w milczeniu, modląc się o długą przemowę urzędniczki i szybkie uspokojenie Mame. Udało mu się to w takim stopniu, że nie usłyszał był uprzejmego pytania pani udzielającej im ślubu. Dotarło do niego, że ktoś od niego czegoś oczekuje dopiero w momencie, kiedy poczuł zasadzoną przez Mame sójkę w bok. Oprzytomniał błyskawicznie. -Co Kochanie, a, Tak- powiedział, Tak.

Zgromadzeni na sali ryknęli śmiechem, gdyż z ich perspektywy nasz kochany Tate został właśnie wzięty z zaskoczenia i podstępnie zmuszony do wyrażenia zgody na zawarcie tego niecodziennego związku. Ani on, ani tym bardziej Mame nie chcieli przyznać się, iż główną rolę w doprowadzeniu do uznania ich mężem i żoną była obawa Mame przed uszkodzeniem kopyt szlachetnego zwierzęcia, jakim niewątpliwie jest koń.

Cdn…

Wasz Kubuś


Rozmowy z Kotem

2 odpowiedzi na “Lewarek”

Dodaj komentarz