Śniadanie

Rozmowy z Kotem

Pac!, Pac!, Pac!,- usłyszała Kawa. Pac!, Miau, Pac!, Ała, to boli!, Pac!, Miau…Ciągnęło się jak wystrzały z armaty, Pac!, Pac!, Miau! Ratunku…..

Co za osioł,- pomyślała leniwie Kawa, ciekawe, czy on się kiedyś nauczy, że Mame po stopach się nie drapie bo można przypłacić to życiem? Tyle razy dostał już jaśkiem, tyle razy Mame wyrzuciła go z sypialni za drapanie w stopy i dalej nic, jaki on jest jednak impregnowany na wiedzę, -rozważała, schodząc powolutku z drapaka i przeciągając się dokładnie co krok, zmierzała w stronę sypialni. Ciekawe jak to dzisiaj będzie wyglądało, jest trzecia w nocy, Mame wróciła wczoraj z pracy bardzo późno i bardzo zmęczona, a on dalej swoje, aż sprawdzę, zapowiada się ciekawe. Swoją drogą, mógłby powstrzymać się od tego żarcia w nocy, bądźmy szczerzy, jedliśmy wieczorem kolację, też bym w sumie coś zjadła, ale żeby tak się drzeć, że umieram z głodu, to nie, no bez przesady. Nie na darmo Mame wyzywa go od jamochłomów…..-stwierdziła wchodząc do sypialni. -Kawa, Kawa, ratuj, Mame  nam się popsuła, ja jestem głodny, ja trupem zaraz padnę, żołądek mi wysycha a wątroba kurczy się wokół kręgosłupa jak zapasy piwa w sklepach przed majówką, ona nie reaguje, zawsze robiłem to samo, a ona dzisiaj się popsuła, Kawunia, pomocy! – Darł się rozżalony i zdezorientowany Maksio.

-Tak, -powiedziała Kawa, -zawsze tak samo. Ty jesteś jednak nienormalny, przecież wiesz, że jak na człowieka nie jest jakoś wyjątkowo głupia i przez tyle czasu zdążyła się już uodpornić na Twoje brutalne metody. -Ale jakie brutalne, -zdziwił się Maksio, zmierzający właśnie przyczajonym krokiem ku Tate, z biodra którego było najlepsze odbicie się i lądowanie na pęcherzu Mame, -Ja jestem głodny, ja przecież potrzebuję zjeść, Mame sama powtarza, że regularne posiłki są ważne, a akurat teraz przypada pierwszy po obudzeniu, -denerwował się Maksio, namierzając swój cel, poprzez przebieranie tylnymi łapkami i kręcenie tyłkiem, co, według kota daje stuprocentową pewność wylądowania dokładnie tam, gdzie zamierzał. – Czy Ty zdajesz sobie sprawę, że ja potrzebuję energii do dalszej drzemki, i skądś muszę jej zaczerpnąć? – Stwierdził, odbijając się z biodra Tate i  pięknym łukiem lecąc , wylądował płynnie na pęcherzu Mame. – Wstawaj, no wstawaj już, ja jestem głodny, wstawaj i daj mi natychmiast jeść! – Rozdarł się przeraźliwie, dla lepszego efektu wbijając przednie łapki w żołądek Mame.

-Pac!, Pac!, Pac! – Maksio, Ty gadzie , Ty jamochłonie nienażarty, Ty ryju wredny, won mi stąd, bo Cię na balkonie zamknę, buty narciarskie Ci kupię w których nie będziesz mógł chodzić, zwiążę i powieszę jak zająca przed świętami, Ty oprawco jeden, Ty…wredna…..mendo…..Ty…….Ty…..Blubgulodjidkkbbb……..-Wyrzuciła z siebie gwałtownie obudzona Mame, która znając swojego ukochanego Maksiomilianka, spała z trzema jaśkami, z których tylko jeden służył do złożenia na nim skołatanej i zmęczonej głowy, pozostałe zaś dwa pełniły rolę broni. -Ty….Ty….Ty…….-Blugnblomouggliog, -coraz bardziej niezrozumiale bulgotała, zapadając ponownie w niespokojny sen. -Miaaauuuu, -rozdał się w tym samym czasie Maksio, otrzymując najpierw niekontrolowany strzał jednym, a po chwili drugim jasiem w głowę. -Miiiiiaaaaauuuu, to boli, – skarżył się na całe gardło podnosząc się z podłogi i energicznie machając głową sprawdzał, czy znajdujący się w niej płyn mózgowy nie spienił się zbytnio. – Widzisz, -powiedział oburzony do obserwującej z parapetu cały ten cyrk Kawy. – O tym właśnie mówię, popsuła się, zawsze wstawała, zawsze drapanie i skakanie na pęcherz ją budziło, a teraz nie! – To nie uchodzi!, To jest oburzające, pyskował pod nosem, siadając dla odmiany w nogach łóżka. -Drapanie zawsze pomagało, to pomoże i teraz, – powiedział, i zanim Kawa zdążyła zareagować, wsadził łapkę pod kołdrę i swoim najdłuższym pazurkiem,  na który zawsze mógł liczyć, drapnął Mame w stopę, od palców poczynając, a na pięcie kończąc.

To co się potem stało, przekroczyło wszelkie oczekiwania Kawy. Mame wierzgnęła nogą tak, że niespodziewający się tej reakcji Maksio znalazł się w ułamku sekundy w powietrzu, po czym stan jego nieważkości zakończył się w brutalny sposób po zetknięciu ze znajdującą się na kolizyjnej szafą. Mame poderwała się z łóżka jak gepard do swojej ofiary, z furią odrzuciła kołdrę i całkowicie już przytomna, dopadła podnoszącego się właśnie z podłogi  Maksia, poderwała go do góry do poziomu swojej twarzy z zamiarem ukręcenia mu tego rozdartego, zasierścionego łba w którym rodzą się jego faszystowskie metody i……. Kawa zeskoczyła z parapetu i usiadła na łóżku z którego był o wiele lepszy widok na rozgrywające się w sypialni sceny.   Wściekła jak cała planeta os Mame, trzymała za kark rozdartego Maksia, w którym właśnie odezwał się instynkt przetrwania i do którego z pełną świadomością dotarło, że jednak był przegiął, śpiący snem sprawiedliwego Tate, któremu, sądząc z odgłosów śnił się jakiś wyścig motorówek, ewentualnie lot helikopterem, na nic nie zwracał uwagi w pełni zajęty motorami i obserwująca całe zajście grzeczna i cichutka jak myszka pod miotłą Kawa, stanowili ten, jedyny w swoim rodzaju obraz.

-Rodzina Adamsów, -zdążyła pomyśleć Kawunia, – To nie do wiary, rodzina Adamsów jak żywa. To było wszystko, co w tym momencie udało się jej pomyśleć, zanim, po krótkim antrakcie, przedstawienie rozpoczęło się na nowo. Tate chyba zakończył swój wyścig, bo silniki wydały jeszcze jeden, wyjątkowo donośny odgłos, żeby po chwili strudzone umilkły na resztę nocy, Mame nabrała powietrza celem ryknięcia na Maksia jak wkurzona lwica oraz zaczęła podnosić drugą rękę, niebezpiecznie lewitującą w stronę kociej głowy a Maksio zrobił coś, co w genach zostało mu przekazane, coś, czego koty uczą się przez wszystkie wcielenia,  coś, czego wolno użyć tylko w sytuacjach ratujących życie, coś, czego wymagała ta właśnie jedna, wyjątkowa chwila. Rozluźnił swe mięśnie, zwiotczał w sobie i wisząc tak, trzymany przez Mame, całą swoją energię życiową, całą swoją kotowatość, swój urok, wdzięk i czar w trybie przyspieszenie awaryjnym, przekazał do mięśni, odpowiadających za ruch gałek ocznych. Mózg właściwie zinterpretował koci zamysł, uruchomił konkretne procedury i z prędkością światła powiększył Maksiulkowe oczka do rozmiarów galaktycznych, przy których oczy kota ze Shreka wydawać się mogą cienkimi szparkami.

-Miau, rozległo się cichutko w pokoju, -Miau, powtórzył Maksio patrząc z rozbrajającą miłością w dwie błyskawice znajdujące się w oczodołach Mame. – Miau, Mame, kocham Cię, -powtórzył, zgodnie z procedurą przetrwania.

-PUUUUUUUUUFFFFFFFFFFFFFF, rozległo się nagle w sypialni. – PUUUUUUUUFFFFFFFFFFFF, powiało niczym halny z ust Mame. Wieki stosowania i udoskonalania przez kocie pokolenia powyższych mechanizmów zadziałały bezbłędnie i zgodnie z oczekiwaniami. Mame, dymiąca jeszcze resztkami z wulkanu, przysunęła do siebie swojego kochanego Maksiulka, pocałowała go w głowę, przeprosiła za kopniaka którego niechcąco mu zasadziła w bok i z tego wszystkiego zdezorientowana, postawiła Maksia na podłodze i walnęła się do łóżka.

Dwa koty siedziały na łóżku, w milczeniu, nie patrząc na siebie. Oba wiedziały, że jeden z nich przegiął i wypadałoby to jakoś nieszczęsnej Mame zrekompensować. -Kawa?- odezwał się po chwili Maksio, -Kawa?- dodał niepewnie. – Milcz idioto, – stwierdziła stanowczo Kawa. – Milcz i ucz się.

Trach, trrrrrach, trrrrrach……. rozległo się nagle w sypialni. Trrrracccchhhh, poszło echem i przez zasłonę snu przedarło się do świadomości Mame. – MIAU…..MIAU…… – Kawa, Kawuniu, Słoneczko moje najpiękniejsze, co się stało, ach, jak Ty pięknie do mnie mruczysz, jak ślicznie przyszłaś się przywitać, już kochana, już wstaję, Ty pewnie głodna jesteś?, -no jasne że tak, przecież to już prawie piąta, już, już lecę – przytomna jak skowronek na wiosnę powiedziała Mame, strząsając z oczu resztki snu, – Jak pięknie kot do mnie mówi, już, już lecę, – ciągnęła, wpadając do kuchni i dzieląc szaszetkę do kocich misek. -No, skarby moje, smacznego, na zdrowie, ja już nie przeszkadzam, jedzcie sobie w spokoju, – dodała, wracając jeszcze na chwilę do łóżka.

Kiedy skończyli najważniejszy posiłek dnia i dokonali porannej toalety, Maksio zwrócił się do Kawy z uwielbieniem. -Jak Ty to robisz, dlaczego Mame wstała od razu i w końcu dostałem jeść? Ja tyle się namęczyłem, uruchomiłem tajną broń, a Ty tak od razu? – nie mógł się nadziwić. – Widzisz Maksio, – odpowiedziała z wyższością Kawa, nic tak skutecznie nie poderwie Mame z łóżka, jak dźwięk rozrywanej pazurkami tapety -dodała.

-Kochanie, stawaj, budzik dzwoni, skarbeńku, wstawaj, zaspałaś, czas do pracy się szykować – słowa Tate wraz ze znienawidzonym dźwiękiem budzika pojawiły się w głowie Mame. – Wstawaj śpioszku, leniuszku mój, wstawaj, – ćwierkał radośnie Tate , nieświadom bliskości swej śmierci. – Wstawaj maleńka, a zrobiłabyś mi może śniadanko do pracy?- usłyszała całkiem obudzona Mame

-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA – zawyła jak trąba jerychońska Mame, -AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA – powtórzyła, niezdolna do wydania z siebie jakiegoś zrozumiałego, ludzkiego słowa. – I co tak wyjesz?, -wkurzył się Tate, ja Cię tu tak pięknie budzę, a Ty od rana fochy w nosie masz, lewą nogą wstałaś, czy się nie wyspałaś? Nie trzeba było do późna przed komputerem siedzieć, – dodał oburzony. – Coś Ty taka nerwowa? – zadał retoryczne pytanie Tate wychodząc z sypialni.

-Miau, miau – usłyszała nagle z kuchni Mame. – Miau……Już koty, już daję Wam jeść, – wychodząc z łazienki odezwał się Tate, – Mame dzisiaj lewą nogą wstała, lepiej jej nie denerwować, już Wam daję śniadanie, Mame jakaś nerwowa, wiem, wiem, nie nakarmiła Was, od wczoraj od kolacji głodne, biedne kiciusie, już, już, Tate o Was dba, Tate was nakarmi, no, proszę, jedźcie, jak tak można, żeby koty tak późno karmić……

Cdn…

Wasz Kubuś


Rozmowy z Kotem

2 odpowiedzi na “Śniadanie”

Dodaj komentarz