-Słuchaj, a Birgit? Co u niej słychać? Dalej mieszka w tym strasznym domu?, -usłyszałem zaciekawione pytanie Mame. – Ach, scheiße, -usłyszałem Dorotę, nawet mi nie mów, ta wariatka zostawiła Helmuta jakieś dziesięć lat temu i uciekła do Austrii, a teraz dzwoni do jego córki i płacze, że chce go odzyskać. -Co Ty do mnie mówisz, -zdziwiła się Mame, – to Frederike jeszcze odbiera od niej telefony? Pomyślałem sobie, że nie będę pytał Mame, czy wypuści mnie w końcu na dwór, bo jak to wczoraj zauważył Tate, jak one we wspominkach przez dwa dni załatwiły tylko kilku niemieckich znajomych, a nie ruszyły wcale rodziny, nie mówiąc o polskiej części, to marne szanse są , że uda im się za dwa lata skończyć.
Nie zmartwiło mnie to specjalnie, gdyż zajęć miałem tu tak dużo, że musiałem ograniczyć sen, przez co wzrosło moje zapotrzebowanie energetyczne i gdy powiedziałem o tym Kimi, tak bardzo się mną przejęła, że kiedy Mame z Dorotą wróciły z zakupów, wciąż nieprzytomnie rozgadane, to Kimi podeszła do otwartego samochodu i z niewniesionych jeszcze do domu zakupów przyniosła mi całą, piękną, dacie wiarę? – tylko dla mnie, kostkę masła!. Och, jaki ja byłem szczęśliwy! Cała kostka, tylko dla mnie! Mame zorientowała się o wiele później, kiedy masełko postanowiło opuści moje wnętrzności i udałem się w tym celu do kuwety. Ale się działo! Mame stała w bezpiecznej odległości ode mnie i z rezygnacją w głosie kazała mi trzymać migdałki, bowiem w bardzo nietypowy sposób mógłbym je stracić. Warto było!
Po posileniu się masełkiem dostałem taki zastrzyk energii, że mogłem góry zdobywać! Kimi dostała swojego słynnego ataku i w pewnym momencie, jakby jej ktoś motor w doopce zamontował, wyrwała jak szalona i nim się obejrzałem, siedziała już na drugim piętrze tam, gdzie przez wielkie okna widać całe rozgwieżdżone niebo i gdzie bardzo lubię siadywać wieczorami i śpiewać. Biedna Kimi! Takie zwarcia na synapsach są bardzo męczące i łapy ją już bolą od tego biegania po schodach, ale na zwarcie nie ma rady, coś o tym wiem. Pobiegłem za nią żeby nie czuła się samotna , usiedliśmy sobie przy otwartym oknie i podziwialiśmy jak w oddali Uwe pracuje z Lucasem. Lucas to syn pani policjantki, Blanki. Usłyszałem od Uwe, że Lucas jest bardzo, ale to bardzo mądrym dzieckiem, ale tak jak Kimi, on też ma zwarcie w głowie i ludzie nie wiedzą jak to naprawić. Powiedział nam też, bardzo zadowolony, że jemu z Lucasem rozmawia się bardzo dobrze. Martwi go tylko, że ludzie potrzebują języka, żeby się porozumiewać. Mama Lucasa jest bardzo dzielna , ale ona też ma problem ze zrozumieniem syna. A Lucas mówi! Mówi, tyle że po swojemu. Kiedy wyciąga rączkę i przechyla głowę w lewo, to chce się przytulić, a kiedy pomacha, to chce pogłaskać. Ale najpiękniej mówi o swojej miłości . Wyciąga wtedy obie rączki i kręci pochyloną na bok główką. To najpiękniejszy widok i uczucie, bo Lucas całym sobą daje Ci znać, że kocha. Taki to mądry chłopiec.
Tak to sobie oglądaliśmy z Kimi Uwe i Lucasa, aż ogarnęła nas niewysłowiona błogość i już mieliśmy zażyć zasłużonej drzemki, kiedy to zauważyłem moją ukochaną piłeczkę, którą zgubiłem wczoraj rano i bardzo zmartwiony nie mogłem jej znaleźć. Ucieszyłem się ogromnie i podbiegłem do niej, żeby się pobawić.- Kuternoga, kulawy kuternoga, krzywus na trzech łapach – usłyszałem nagle z dołu szydercze okrzyki i z wrażenia nie zahamowałem w porę, co skończyło się bolesnym uderzeniem w komodę. -Hahaha, kulawy kuternoga i w dodatku hamulce też ma zepsute,-darły się jeden przez drugiego Ket i Kent.
Zdenerwowałem się strasznie. Jak oni tak mogą, jak można szydzić z kogoś tylko dlatego, że kuleje? Tate w dzieciństwie miał chore plecy i teraz są okrągłe, to znaczy że jest inny, że wolno się z niego śmiać? A moja kochana Mame, jest okrągła i puszysta, ale jest najlepsza na świecie, czy to powód, żeby z niej szydzić? W tym momencie oczyma wyobraźni zobaczyłem łagodne spojrzenie Mame, jej ciepły uśmiech i usłyszałem rozbawiony głos -Bez eufemizmów Kubusiu, gruba, po prostu gruba. W milczeniu podniosłem się spod komody i ruszyłem w stronę schodów. Postanowiłem, że znajdę jakiś sposób żeby wyjść na dwór i pogonić kota tym dwóm wstręciuchom. W połowie drogi zatrzymał mnie smutny głos Kimi. – Kubusiu, – powiedziała, – Kubusiu, zanim zrobisz coś, czego będziesz później żałował, posłuchaj mnie, chciałabym Ci coś opowiedzieć – dodała ze spuszczoną głową. Chciałem rozprawić się z gęśmi, ale prośbie przyjaciółki nie mogłem odmówić i niechętnie, ale zawróciłem. Kimi poprosiła żebym usiadł, więc wskoczyłem na komodę i czekałem.
Czy wiesz co to jest foie gras Kubusiu?, -spytała po chwili milczenia. – Nie mam pojęcia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wciąż nie rozumiejąc co Kimi chce mi przekazać. – Foie gras to dosłownie stłuszczona wątroba z której ludzie robią dla siebie przysmak w postaci pasztetu albo musu. Jest to dla ich wielki rarytas, tak jak masełko dla Ciebie -wyjaśniła. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Mame nie je mięsa od ponad dwudziestu lat, Tate co prawda je, ale w naszym domu tego nigdy nie było. -Mame nie je mięsa, -ucieszyła się Kimi, – To dlatego tak ładnie pachnie, -dodała. -Tak,- odpowiedziałem, -ładnie pachnie. Słyszałem od Kawy skąd to się wzięło, bo Psotka opowiedziała jej pewną historię. Na jakimś bardzo ważnym obiedzie Mame odmówiła zjedzenia kurczaka. Wywołała tym niemałe zamieszanie, ale uparta jest i decyzji nie zmieniła. Ponoć powiedziała wtedy do Pchełki, że nie była w stanie przełknąć ani kawałka, bo uświadomiła sobie, że mógłby być to ktoś z Pchełkowych przyjaciół, a ona przyjaciół swojej rodziny nie jada. – To mi się podoba, – ucieszyła się na chwilę Kimi, ale zaraz spoważniała i ciągnęła swoją opowieść.
Stłuszczenie wątroby to nic niespotykanego. Dzieje się tak u ludzi, którzy za tłusto i za dużo jedzą i dokładnie to samo dzieje się u zwierząt. Już w starożytnym Egipcie odkryto , że tłuste podroby smakują wyborniej i podawano tam kaczkom i gęsiom figi i daktyle. Problem zaczyna się wtedy, kiedy z żądzy zysku i dla zaspokojenia podniebienia zaczyna się ten proces sztucznie przyspieszać. Ten długi wstęp Kubusiu był po to, żebyś zrozumiał późniejsze wydarzenia.
Drugi sąsiad Doroty, niejaki pan Seebeck, dokładnie jak znany Ci już pan Mahler, również prowadził swoje gospodarstwo. Zajmował się jednak drobiem. Był on dobrym człowiekiem i gospodarzem, ale miał jedną wadę. Był strasznie chciwy. Kiedy jego stada gęsi i kaczek urosły do kilkudziesięciu sztuk, pan Seebeck postanowił się na nim wzbogacić. Na jego ziemię, przy granicy z polem pana Mahlera, zajechały któregoś razu ciężkie maszyny, pojawili się obcy ludzie i przez długi czas żyliśmy w potwornym hałasie. Jego zwierzęta, bardzo zaniepokojone, opowiadały nam, że budowany właśnie długi, w miarę wąski budynek bardzo je niepokoi. Zabiera im przestrzeń w której się teraz poruszają i robi im się ciasno. W tym budynku zauważyły dużo metalowych rur i siatek, które tworzą coś na kształt końskich boksów, ale wcale nimi nie są. Są mniejsze, węższe i przed każdą z nich zawieszona jest długa, cienka rura. Nikt nie wiedział do czego ma to służyć i wszystkich ciekawiło, co też pan Seebeck wymyślił. Bardzo szybko przekonaliśmy się, do czego ludzka chciwość może doprowadzić. Okazało się, że postanowił on przyspieszyć proces stłuszczania kaczych i gęsich wątróbek, żeby szybko przerobić je na wspomniane wcześniej foie gras. Och, Kubusiu, jak te ptaki płakały! Jaki lament, jaki ból było słychać w ich żałosnym gęganiu i kwakaniu! Poznaliśmy powód umieszczania przed każdym boksem tej długiej i cienkiej rury! Jej rozmiary nie były przypadkowe. Miały bowiem pasować do gęsich szyji. Pracownicy pana Seebeck’a zaganiali stado do budynku, pakowali rury do ptasich gardeł i pod ciśnieniem wrzucali tam jedzenie! To było straszne! Przeraziło to wszystkie zwierzęta! Takie okrucieństwo. I to nie raz dziennie, o nie. Ta straszliwa procedura miała miejsce nawet pięć razy dziennie! Kiedy pojawiały się młode, również traktowano je rurą. W tym strasznym miejscu znalazła się młoda, śliczna gąska. Miała łagodne spojrzenie i piękny kształt główki. Zawróciła w głowie przystojnemu gąsiorowi i w stosownej chwili okazało się, że będzie składać jaja. Jak ona płakała Kubusiu, jak bardzo się przed tym broniła, ale z Matką Naturą nie wygrasz i kiedy nadeszła pora, wśród strachu i stresu zniosła dwa jaja. W jej łagodnym spojrzeniu pojawiła się nagle wielka moc. To matczyna miłość, która jest w stanie bardzo dużo znieść i jeszcze więcej zrobić, żeby dzieciom nie stała się krzywda. Z pomocą innych, udało się ukryć przed ludźmi dwa jaja. Gąska dbała o nie, doglądała i troszczyła się, ale, po tak okrutnym traktowaniu przez człowieka również słabła. Z każdym dniem coraz ciężej się poruszała, ciągle bolał ją brzuch , a jej piękna, smukła szyja była od środka potwornie poraniona przez rurę. Gąska wiedziała, że nie doczeka do wyklucia się jaj i nie będzie miała możliwości wychowania swoich dzieci. Jej determinacja posunęła ją do heroicznych czynów. Z pomocą najbliższych, pod osłoną nocy, udało jej się przenieść jaja pod płot na granicy z pastwiskiem pana Mahlera, na którym to z wielką przyjemnością pasała się krowa Dafne. To od niej usłyszeliśmy jaka tragedia spotkała zwierzęta pana Seeback’a. Od niej też usłyszeliśmy o tragedii młodej gąski. Postanowiliśmy działać. Wieczorem u Uwe, zebrały się wszystkie zwierzęta. Dafne ze szczegółami opowiedziała nam, co się dzieje w tym budynki, jak również o planie młodej gąski. Okazało się, że kiedy my słuchamy Dafne, ta młoda bezbronna gąska leży pod płotem i ostatkiem sił osłania swoje jaja. Nie było czasu na gadanie, trzeba było działać! Pobiegłam ile sił w nogach i pierwszy raz w życiu przeklinałam te przestrzenie dzielące gospodarstwa. W pewnym momencie ją zobaczyłam. Przestraszył mnie ten widok i dlatego Tobie go zaoszczędzę. Gąska uniosła głowę, ucieszyła się na mój widok i łamiącym się głosem szepnęła – Kimi, kochana, wiedziałam że przyjdziesz. Nie zostało mi już wiele czasu, wiem to, nie zaprzeczaj. Chciałabym żeby moje dzieci były zdrowe, żeby nie spotkał ich mój los. Zabierz je proszę do pana Mahlera, to dobry człowiek, wszyscy to mówią, on nie pozwoli skrzywdzić moich dzieci. Mam przeczucie, że będą to chłopcy. Nazwijcie je proszę Ket i Kent, to po ich dziadkach- dodała i z wysiłku zemdlała. Z wielką ostrożnością zabrałam jaja i zaniosłam do kurnika pana Mahlera. Wszystkie jego kury, równie przejęte co cała reszta, zajęły się cennym pakunkiem. Każda chciała je wysiadywać i każda pokochała je już przed wykluciem jak własne. Młodą gąskę znalazł pracownik pana Seeback’a i po sprawdzeniu kopniakiem czy żyje, a okazało się, że tak, podniósł ją brutalnie i zaniósł do znajomego budynku, pod znajomą już rurę, po czym bezceremonialnie wetknął ją gąsce do gardła. – Czas karmienia, -powiedział, -Nie będziesz latała po łące, mój pracodawca zbyt wiele w was zainwestował wy głupie gęsi, – dodał i poszedł włączyć maszyny.
Po dwóch dniach Camillo oznajmił światu radosną nowinę. Jaja pękły i świat powitał dwa śliczne gąsiory o pięknym spojrzeniu. Camillo wspiął się na swoje szczyty i tak głośno piał, że w trzech innych gospodarstwach zagłuszył tamtejsze koguty. Była to jego najważniejsza misja. Miał bowiem dać znać młodej gąsce, że jej dzieci, zgodnie z przewidywaniami chłopcy, są już na świecie. Zdrowe, piękne, głodne i bezpieczne. Młoda gąska usłyszała Camillo w momencie, kiedy została jej już wetknięta do gardła przerażająca rura. Próbujący złapać ją za szyję człowiek zawahał się. Spojrzał w gęsie oczy i zobaczył w nich strach, ale i tryumf, determinację, miłość i spokój. Gąska usłyszała Camillo i dotarło do niej, że jej dzieci są bezpieczne. Ten rodzaj spokoju, znanego tylko matkom, które z całą pewnością wiedzą, że zrobiły wszystko co w ich mocy i uratowały swoje potomstwo, wypełnił obolałe ciałko gąski. – Nie wlejesz mi już z tej rury niczego do dzioba, – powiedziała i delikatnie zamknęła oczy.
Kiedy usłyszeliśmy że mama bliźniaków umarła, zrobiliśmy, nieświadomie ale jednak, straszną krzywdę chłopcom. Rozpieszczaliśmy ich ponad miarę i nim się zorientowaliśmy, wyrośli na dwa wredne, nieszanujące nikogo gąsiory. Teraz wiemy, że to był błąd, że trzeba je było kochać i przytulać i poświęcać dużo czasu, ale też powiedzieć nie, kiedy potrzeba. Nie potrafiliśmy Kubusiu, i to po części moja wina, że tak się do Ciebie odnoszą.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. W milczeniu wysłuchałem psiej opowieści. Odniosłem wrażenie, że w tym czasie świat również milczał. Po chwili zeskoczyłem z komody, podszedłem do Kimi i bez słowa wylizałem jej smutny pysk. Słowa nie były potrzebne. Wciąż milcząc udałem się na parter, do łazienki z okna której rozmawiałem z Uwe, a pod którym darły się teraz Ket i Kent. Wskoczyłem na parapet, popatrzyłem na nich zupełnie innym wzrokiem i pomyślałem sobie, że warto spróbować.
-Dzień dobry chłopaki, – odezwałem się grzecznie i bardzo spokojnie. – Jestem Kubuś, mam krótszą tylą łapkę i dlatego kuleję. To nie moja wina, to człowiek zrobił mi tę krzywdę. Ale jak siedzę to tego nie widać, więc może spróbujemy zaprzyjaźnić się na siedząco?
Cdn…
Wasz Kubuś
No i się popłakałam, Kubusiu…