Kimi

Rozmowy z Kotem

-Wiesz, -powiedziała któregoś dnia Mame do wracającego właśnie z pracy Tate.- Wiesz, -dzwoniła Dorota, ta moja niemiecka ciotka, zaprasza nas do siebie. Stwierdziła, że dawno mnie nie widziała, Ciebie wcale i życzy sobie zmienić ten stan, a o Kubusiu naczytała się już wystarczająco i to jej nie wystarczy. Mamy się pojawić pojutrze i pod groźbą wydziedziczenia nie przyjmuje odmowy. W czasie tej przemowy Tate zdążył odłożyć swoją pracową teczkę, przebrać się i, co ważniejsze, zastanowić. -To chyba dobrze, nie? – spytał, równocześnie witając się z kotami. -Przecież dawno nie byłaś, chciałaś mi pokazać Hamburg i tę wioskę w której spędziłaś tyle czasu, to co, jedźmy, – dodał usiłując równocześnie pogłaskać Kawę, która pozwala się głaskać tylko według swojego, nie do końca dla Tate zrozumiałego planu.  -Przestań się skradać do tego kota, -mruknęła zrezygnowana Mame, -To nawet ja wyczuwam, że się skradasz, a skoro ja  to czuję, to Kawa tym bardziej, – powiedziała, patrząc z politowaniem na paralityczne podchody swojego męża. – Daj jej spokój, mówię Ci,  bo ucieknie do szafy i tyle ją widzieli, czego ją napastujesz? – dodała, lekko już poirytowana. – Będzie chciała, to sama przyjdzie. -Ale ja chciałem się przywitać, -sapnął niepoddający się Tate, z uporem maniaka skradający się za biedną Kawunią. -Przecież powiedziałeś „dzień dobry koty” kiedy wszedłeś, to czego jeszcze chcesz, że na kolana Ci wskoczy? – kąśliwie dodała Mame, która doskonale wiedziała, że Tate prędzej zgodzi się na czwartego kota, niż pogłaszcze Kawę wtedy, kiedy ona tego nie chce. – Zostawże ją w końcu i mów mi szybko, co mam Dorocie odpowiedzieć, a uprzedzam Cię, że ona ma jeszcze mniej cierpliwości ode mnie, -powiedziała Mame. – Uciekła, -stwierdził zawiedziony Tate, kiedy, zgodnie z przewidywaniami, Kawa czmychnęła do szafy. – Uciekła, a  ja chciałem się tylko przywitać, – stęknął, prostując się z paralitycznego ukłonu, w którym trwał, usiłując pogłaskać nie życzącego sobie tego kota. – To można mieć mniej cierpliwości od Ciebie, -dodał złośliwie, całkiem już wyprostowany. – Tak, myślę, że tak, pojedźmy, -rzucił, zmierzając ku kuchni w celach kulinarnych. – Chętnie ją poznam, tyle o niej słyszałem. – Idiota, -mruknęła Mame, mając nie wiadomo którą sprawę na myśli. Czy beznadziejną pogoń za Kawą, czy chęć poznania Doroty. – Idiota, dodała, sięgając po telefon. – No halo, Dorota, szykuj mój ulubiony pokój, przyjeżdżamy, – rozległ się w domu głos Mame, rozmawiającej ze swoją ciotką. – Tak, tak, Tate stwierdził, że z przyjemnością Cię pozna. – No oczywiście, że go uprzedziłam, że jesteś ode mnie gorsza, ale on albo nie słucha, albo nie przetwarza informacji, bo chce do Ciebie przyjechać. Ale naturalnie, że mu powiedziałam, że jest idiotą, ale wiesz, to chłop, nie oczekujmy zbyt wiele. Tak, tak, będziemy w niedzielę i nie waż się przygotować dla mnie kurczaka na obiad, bo pamiętaj, że ja nie jem mięsa i mogę się zdenerwować. Jak to co zrobię? Przywiozę Ci pierogi i kapustę kiszoną! No właśnie dlatego, że nie możesz tego jeść! Tak, całuję, tak, widzimy się w niedzielę, papa. – zadowolona z życia Mame zakończyła rozmowę, wstała z kanapy i poszła nas pakować.

Wyruszyliśmy bardzo wcześnie, bo droga była daleka i dość męcząca, a wiodła nielubianymi  przez Mame autostradami. Zdążyli się oczywiście trzy razy pokłócić o przebieg trasy, co skończyło się tym, że Mame zeszła ze mną do samochodu, troskliwie i bardzo porządnie przymocowała podróżną lektykę pasami i zasiadła za kierownicą z mocnym postanowieniem zamknięcia Tate w bagażniku, kiedy jeszcze raz wspomni o przejeździe górą, albo dołem Berlina. -Nie pojedziemy tamtędy, -darła się na niego, -Żebym  przez Helgoland do Cuxhaven miała się targać, to nie chcę jechać wkoło Berlina! Ja mam uraz, ja tam stałam kiedyś w dwudziestokilometrowym korku i nie miałam się gdzie wysikać! Jak chcesz, to sam sobie tamtędy jedź, moja noga tam nie postanie i nie kłóć się ze mną, bo nie ręczę za siebie! Górą pojedziemy, całkiem górą, do Szczecina, w Niemczech normalnymi drogami dojeżdżamy do autostrady i jesteśmy! I co z tego, że sto kilometrów dalej? Postoisz pod Berlinem, to się nawet na dwieście zgodzisz! – siła głosu i argumentów Mame bywa nie do przebicia dla normalnego człowieka, za którego Tate w naiwności swej był się uważał. Poddał się i zgodził na wszelkie fanaberie swej małżonki, byle tylko wsiąść już do auta i wyruszyć. Mame bulgotała jeszcze resztką toczącej się w jej żyłach lawy i przeszło jej dopiero, kiedy wjechała na autostradę i zobaczyła nad głową wielki napis Hamburg. Wzruszenie odjęło jej mowę oraz inne zmysły, lawa w żyłach z prędkością światła poczęła się zmieniać w normalną, leniwie teraz płynącą krew, oko puściło łezkę, bądź trzy i resztką pchającego ją od domu impetu zajechała na znajomy punkt postoju Gudow przy autostradzie, wysiadła z samochodu i rozpłakała się jak dziecko. – Matko Naturo, jak ja tęskniłam…..

Ponieważ Mame w takich sytuacjach należy zostawić samej sobie, Tate w milczeniu wysiadł z samochodu, wyciągnął mnie z lektyki, żebym rozprostował kości i skorzystał z kuwety, wyciągnął bułeczki i kawę, po czym starannie zamknął samochód, żebym im nigdzie nie uciekł. Byłem trochę znudzony, ale bardzo dzielnie znosiłem tę podróż. Mame trochę  się obawiała zabrania mnie tak daleko, ale po konsultacjach ze znajomymi, którzy na każdą wyprawę zabierają swojego kota Voyager`a, nabrała przekonania, że skoro on dał radę, to ja też. Kiedy ja zajmowałem się zwiedzaniem samochodu i swoimi sprawami, Tate przygotował dla nich posiłek i czekał na Mame, aż się uspokoi i będą mogli spokojnie zjeść. -Wiesz, – powiedziała, podchodząc do parkingowego stołu, – Wiesz ile razy trzepali nam tu samochód w starych , niedobrych czasach? – To był pierwszy parking po wyjeździe z byłego DDR. Zachodnioniemieccy celnicy machali na nas ręką, ale wschodni…. Wschodni się nie przejmowali. Dorota z dwójką małych dzieci i ze mną, nierzadko w nocy……A oni…… Wyciągali wszystko z samochodu, moi kuzyni płakali, Dorota musiała się tłumaczyć, dlaczego ona z niemieckim paszportem i swoimi niemieckimi dziećmi wiezie dziecko z polskim paszportem…. Mój Boże…..Jak ja to sobie przypomnę……..I nieważne, lato czy zima…..Skwar, śnieżyca czy inne ulewy……A teraz….. Zobacz….Jedziesz sobie spokojne, pies z kulawą nogą nawet na Ciebie nie spojrzy, kota wieziesz…..Ech, – dodała rozrzewniona Mame, która dokładnie tak, jak za Czaplinkiem czuje woń morza, tak na Gudow czuje woń Hamburga. Swojego ukochanego miasta,w którym spędziła prawie każde wakacje w młodości,  które nauczyło ją szacunku do czyjejś własności, swobody wypowiedzi, tolerancji dla innych oraz tego, żeby nigdy, ale to przenigdy nie zostawiać na ulicy zapakowanego po dach samochodu…..

Posiedzieli jeszcze chwilę, sprawdzili jak się trzymam, Tate zmienił mi żwirek w kuwecie na czysty i ruszyliśmy. Ponieważ Dorota ze swoim mężem dawno temu wyprowadzili się z miasta na bardzo przyjemną wioskę, Mame z bólem w duszy zgodziła się nie przejeżdżać przez całe miasto, co, jak sama stwierdziła, nie stanowiłoby dla niej żadnego problemu, gdyby mnie nie było wraz z nimi.  Ominęliśmy więc Hamburg i wjechaliśmy na trasę prowadzącą na Doroty wieś, wieś o której Mame mówi, że tam nawet obornik pięknie pachnie. Wioska jest kurortem, posiada wyjątkowy mikroklimat, a powiedzenie o oborniku wcale nie jest na wyrost.

Ta podróż, jak każda inna, kiedyś się kończy. Kres naszej miał przed wielkim, starym, przerobionym ze stodoły domem. W jego progu stała drobna, ciemnej karnacji i włosów kobieta, tak różna od pyzatej i okrągłej Mame, że Tate odetchnął z ulgą. – Nie mogą, no nie mogą być do siebie podobne, – pomyślał wychodząc z samochodu. Przecież to dwie różne osoby,  co ta Mame mnie straszyła? -coraz swobodniej się czując, podszedł do nieruchomej postaci w drzwiach. Nieruchoma postać w pewnym momencie ożyła, ucałowała schylającą się właśnie do niej Mame i odwróciła się w stronę Tate. –  Na ja, powiedziała, więc to jest Twój mąż, nareszcie się zjawiliście, moje ciasto już na mnie czeka, zostaw chłopie te torby, później je przyniesiesz, tak, kota zabierz, tu już na niego czekają, czy ten Twój mąż zawsze jest taki powolny i grzeczny? No nic, zobaczymy co się da zrobić, tydzień to trochę krótko, ale we dwie chyba go wychowamy po naszemu, choć widzę, że już trochę Ci się udało, no co tu jeszcze robisz, tam jest kuchnia, lodówkę znajdziesz,  herbatę też, moja bratanica mówiła, że niegłupi jesteś, sprawdzimy to jeszcze, my idziemy na taras i tam wszystko zaniesiesz, dla Ciebie mam kawę, to poszukaj, dlaczego jeszcze nie słyszę czajnika? – odezwała się Dorota i zagarnęła Mame na taras.

W milczeniu straszliwym, nieprzerwanym nawet łopotem skrzydeł motyla, Tate uświadomił sobie, do kogo z całej, calusieńkiej swojej rodziny podobna jest jego żona. Doznał czegoś w rodzaju rozdwojenia jaźni i ujrzał był Mame w dwóch egzemplarzach. Od pierwszych słów, od pierwszego spojrzenia dotarło do niego, że w porównaniu ze swoją ciotką jest ona wcieleniem łągodności, cierpliwości i świętego spokoju. Z nieprawdopodobną mocą jego wredny mózg uświadomił mu, że oto przeniósł się w czasie i tak właśnie będzie wyglądało jego życie z Mame za dwadzieścia lat. – Faktycznie, pomyślał, wypierając to wszystko, co się przed chwilą stało, – Faktycznie, powietrze jest tu niesamowite, nie kłamała mówiąc, że nawet łajno tu pięknie pachnie. Tate odetchnął pełną piersią raz i drugi, płuca napełniły się wonią wrześniowego dnia oraz znajdującą się po sąsiedzku stadniną, wredny mózg litościwie wymazał widok starszej o dwadzieścia lat Mame i uruchomił wszystkie inne mięśnie niezbędne do wykonania poleceń klona tatowej żony. Zabrał moją lektykę, wszedł do domu i udał się do kuchni.

Nie chciałem jeszcze wychodzić, bowiem w obcym domu czułem się bardzo nieswojo, chociaż moja nowa ciocia Dorota tak bardzo pachniała Mame, że nie miałem żadnych wątpliwości, że będzie kochała mnie nad życie. Poczułem nagle inną, dość zaskakującą woń. Z głębi domu zbliżał się do mnie pies. Pies! Mame nie wspominała nic o psie, a i sama Dorota nie przedstawiła nas sobie. Siedziałem cichutko w pełni czujny i obserwowałem. Wielki, chudy pies o smutnym i łagodnym wyrazie pyska usiadł przed moją lektyką, schylił głowę  rzekł: – Witaj Kubusiu, jestem Kimi. Jestem dziewczynką, ale tu wszyscy mówią do mnie jak do chłopaka. Słyszałam Twoją historię z doopką i głową i cieszę się, że do nas przyjechałeś. Wiem co przeżywasz, bo ja z głową też mam problemy. Każe mi wchodzić na drugie piętro, ale potem coś się w niej zacina i zabrania mi schodzić. Płaczę wtedy i wołam moją panią, żeby mnie zniosła. Dzisiaj pokażę Ci dom, a jutro poznam z innymi. Moim najlepszym przyjacielem jest koń Uwe, ale poznasz też koguta Camillo, bliźniaków Keta i Kenta, to gęsi, owcę Uti, krowę Dafne i barana Uffi.

W taki oto sposób znalazłem się po raz pierwszy w życiu za granicą. Spędziłem tu cudowne chwile z moimi nowymi przyjaciółmi, ale to już zupełnie inne historie.

Cdn…

Wasz Kubuś

 

 

 

 

 


Rozmowy z Kotem

Dodaj komentarz