Spokój

Rozmowy z Kotem

Wyspałem się, pomyślał zdumiony Tate spoglądając równocześnie na zegarek. Jest jedenasta, cisza, spokój, do pracy ……..-Zaspałem, wrzasnął, zrywając się półprzytomnie z łóżka , -Znowu zaspałem, powtórzył jękliwie , bezskutecznie walcząc z oporną materią w postaci kołdry. Heroicznym wysiłkiem udało mu się przezwyciężyć opór rzeczy martwej i w błyskawicznym jak na niego tempie począł się ubierać. Wzrokiem błagającym o kawę przeleciał szybko pokój i dopiero po chwili stwierdził, że coś mu tu straszliwie nie pasuje.

Informacja od oczu do nieprzytomnego mózgu docierała w trybie spowolnionym, całkiem jak ruch samochodowy podczas deszczu i robót drogowych, a zaaplikowanie do organizmu cudownego czarnego jak smoła napoju, zmieniłoby  to żółwie tempo w jazdę pustą, niemiecką autostradą.  Jednakże kawy pod ręką nie było i do skołatanego organu myślącego obraz dotarł z lekkim opóźnieniem. Tate dostrzegł był swoją kochaną żonę siedzącą na jakimś obcym fotelu, trzymającą w dłoni filiżankę z życio- i -myślodajnym napojem i patrzącą w milczeniu z lekkim politowaniem na jego paralityczne podrygi, imitujące normalne wstawanie z łóżka.  – I co? – odezwała się po chwili Mame. -Dotarło do Ciebie gdzie jesteś, czy dalej będziesz się na mnie patrzył tym baranim wzrokiem? – dodała, nie ruszając się z miejsca i leniwym ruchem podnosząc do ust filiżankę z kawą. – Nie patrz się jak ta hiena, to z mlekiem, Ty nie lubisz, nie dam Ci na zmarnowanie, -ciągnęła. – Nie chcę Twojej kawy kobieto, do pracy zaspałem, nie mam czasu na kawę, czy mogę Cię prosić o zrobienie mi śniadanka do pracy? – na jednym oddechu leciał Tate, który w głowie miał tylko jedną myśl o dwugodzinnym spóźnieniu do pracy.  Zrobiło mu się trochę przykro, kiedy zobaczył, że Mame ani myśli ruszyć się z miejsca, ale nie miał już absolutnie czasu na zastanawianie się, co znowu zrobił nie tak i dlaczego po powrocie z pracy będzie rozbrajał focha giganta. W pełnym zamroczeniu począł się ubierać. Pomyślał, że i tak nie ma już na nic czasu, więc śniadanie kupi jak zwykle w sklepiku koło pracy. Kiedy w amoku rozpoczął poszukiwania swojej torby pracowej, Mame nie wytrzymała. -Czy możesz się w końcu zatrzymać i przelać choć cień inteligencji do oczu, żeby były w stanie przekazać właściwą informację do tego nieprzytomnego kaczana na Twojej szyi? – głosem zrezygnowanie spokojnym odezwała się Mame. – Skleroza w Twoim wieku nie wróży nic dobrego na starość, – ciągnęła, wciąż nie ruszając się z miejsca.  Na urlopie jesteś , opanuj się i przestań wprowadzać nerwową atmosferę, Boże, Boże, co za nieskoordynowany z życiem człowiek, jednak mąż informatyk to, jakem niewierząca, kara boska za poprzednie wcielenia. – A śniadania Ci nie zrobię. Dostajesz pod nos przez cały rok, teraz Twoja kolej, ja odpoczywam, – dodała, wręczając mu pustą filiżankę i biorąc książkę do ręki.

Urlop to jedyna sensowna rzecz spotykająca ludzi zmuszonych do wykonywania czynności zawodowych na rzecz innych. Zarówno Mame jak i Tate czekają na niego cały rok i po wstępnych ustaleniach na początku swego związku, mają jasno określone zasady.  Musi trwać trzy tygodnie, nieważne gdzie będą go spędzali, byle by  to było  nad morzem. Woda to jedyny żywioł przed którym Mame czuje resperkt. Na co dzień znerwicowana z alergią na chamstwo, kłamstwo i bezmyślność, Mame nad wodą zmienia się w oazę spokoju i cierpliwości. Puszcza nagromadzony przez cały rok stres, łagodnieje i daje (oczywiście w granicach swojego rozsądku) odpocząć Tate.  Plan dnia, a w szczególności poranka, mają opracowany od dawna. Mame wstaje radosna i pełna energii jak kot w przetwórni ryb jakiś strasznie bladym świtem, około piątej. Wypija swoją ulubioną zieloną herbatę, po czym cichutko, tak żeby nie obudzić Tate, wymyka się z pokoju. Troska o  jego nieprzerwany sen nie jest główną przyczyną jej cichego zachowania.

Otóż, Mame o poranku potrzebuje samotności. Cisza, spokój, piasek, woda i brak innych ludzi w zasięgu wzroku, to coś, na co czeka cały rok. Bierze pod pachę aparat i idzie na spacer. Jest to czas tylko dla niej, bezcenne chwile, kiedy idzie sobie niespiesznie plażą, rześka woda chlupocze jej wokół kostek, a mewy rozpoczynają swoje poranne śpiewy. Świat strząsa z siebie resztki snu, jak wiatr rosę z pajęczyny, las rozpoczyna swój kolejny intensywny dzień, a słońce wstaje zza jego linii i przekazuje mu  swoją energię, muskając życiodajnymi promieniami. Myśli błądzą sobie niespiesznie leniwym strumieniem, oko syci się otaczającym pięknem, a Mame czuje się w pełni częścią tego świata.  -Jakie ja mam jednak szczęście w życiu, mówi do drepczącej w pobliżu mewy. Mam wzrok, dzięki któremu mogę oglądać ten cudny świat, mam węch, który pozwala mi poczuć jedyną w swoim rodzaju woń letniego poranka, mam zdrowe nogi które mnie tu zaniosły……Od dawien dawna, Mame czuła się mocno związana z przyrodą. Dzieciństwo spędzała jak każde normalnie dziecko, na dworze z innymi dziećmi, a najgorszą karą był zakaz wyjścia na dwór. Miała ogromne szczęście posiadać rodzinę na wsi i dzięki temu wie skąd pochodzi mleko i ma ogromny szacunek do żywności, bo wie, ile wysiłku potrzeba na jej wyprodukowanie. Mając do wyboru bose stopy a buty, decyzję podejmowała zawsze jedyną i słuszną. BABCIE do rozpaczy doprowadzał widok swojej niepokornej córki, ubranej co prawda, ale bez butów. Mame twierdzi, że buty ograniczają jej połączenie z naturą i zrzuca je przy każdej możliwej okazji. Ciepły piasek i woda, to dla niej najlepsze połączenie. Potrafi godzinami chodzić brzegiem morza, byle tylko czuć jak fale opływają jej stopy, które po chwili dotkną maleńkich, ciepłych drobinek. Takie poranki to według niej definicja spokoju i szczęścia.

Każdy poranek przechodzi jednak  w dzień, słońce rozpoczyna swoją wędrówkę ku południu, a Mame żegna te magiczne chwile i wraca do rzeczywistości. Rzeczywistość prowadzi ją do piekarni w której codziennie kupuje pyszne bułeczki na śniadanie.  Wraca do pokoju, wstawia wodę na kawę i budzi Tate. Jedząc śniadanie, opowiada mu zwykle z przejęciem i entuzjazmem dziecka, co dzisiaj widziała, co się na tym spacerze zdarzyło, po czym, wspólnie ustalają plan na dany dzień. Dla obojga jest to czas bez pośpiechu, bez telefonów, bez tego ciągłego pędu. Mame mówi, że jest to jedyny czas w roku, kiedy prędzej wyrzuci telefon do morza, niż go odbierze. Współczuje ludziom, którzy nawet na urlopie nie potrafią przestać pracować. Smutnym jest widokiem rodzic, który mając czas dla siebie, dla rodziny, marnuje go na jeszcze jeden telefon, jeszcze jednego maila, jeszcze jedną dyspozycję czy decyzję. Chociaż chcemy czuć się niezastąpieni i absolutnie niezbędni, to jednak świat da sobie radę bez nas. Trwał, trwa i trwać będzie, niezależnie od tego, czy odbierzemy telefon od współpracownika, czy też nie. Pytanie, czy my, odbierając, odpisując, decydując nie tracimy czegoś bezpowrotnie? Pięknego wschodu słońca, niepowtarzalnego zachodu, uśmiechu dziecka, szczęścia wypisanego na twarzy najbliższych? W otaczającym nas, nastawionym na konsumpcjonizm i zysk świecie, urlop to namiastka życia w zgodzie z naturą. Czas dla siebie, dla rodziny, dla uświadomienia sobie, co jest w życiu ważne.

Takie to myśli krążą po maminej głowie w czasie urlopu.  Nie zawsze jednak Mame była taka mądra. Mame jest czyimś przełożonym i też wpadła w tę spiralę – odbierz, odpisz, wydaj dyspozycję, zatwierdź decyzję, śpij z telefonem pod poduszką. W którymś momencie uświadomiła sobie kilka rzeczy. Jej czas wolny to czas, za który nie otrzymuje wynagrodzenia, więc nie widzi powodu, dla którego ma podczas niego pracować. Podwładni, to osoby dorosłe, które za swoją pracę otrzymują pensję,a Mame nie jest ich dyskiem zewnętrznym zawierającym wszelkie niezbędne informacje i które to są dla nich ogólnodostępne. Nauka, jak każda z resztą, musiała potrwać. Mame uczyła się żyć poza pracą i , ku swojemu niewymownemu zdziwieniu, w którymś momencie jej się to udało. Kiedy to sobie uświadomiła, rozpoczęła drugi etap, o wiele, wiele trudniejszy. Nie mający nic do powiedzenia Tate, znalazł się nagle w maminej szkole życia, na prowadzonych przez nią zajęciach o wszystko mówiącym tytule ” Nie odbieraj tego cholernego telefonu na naszym urlopie, bo Ci go wyrzucę”.

Na szczęście Tate rozumnym człowiekiem jest i po kilku chwilach buntu, zaprzeczenia i trwania w swoich przyzwyczajeniach osiągnął pożądany podczas każdej nauki , etap zrozumienia i akceptacji. Nauczyli się oboje spędzać urlop ze sobą, a nie na smyczy. Pozwoliło im to cieszyć się tym, spędzanym we dwójkę czasem, docenić wspólne chwile i najzwyczajniej w świecie odpoczywać.

Podczas każdego urlopu przytrafia się tylko jedna, nie do wyplenienia, czy przeskoczenia sprawa. Przytrafia się zawsze, czasem na początku, czasem na końcu, a bywa, że trwa przez cały urlop. Bardzo ważna, przy której oduczenie się pracy na urlopie, to błahostka, nie warta jednego słowa. Sprawa dotyczy serca Mame. Serca, które rozpaczliwie tęskni za pozostawionymi pod opieką BABCIE i Wujka kotami.

 

Cdn…

Wasz Kubuś

 


Rozmowy z Kotem

Dodaj komentarz