Maksiomilian W.

Rozmowy z Kotem

Nie, to nie może być prawda, jak to??? Jak to nie żyje??? Przecież przed chwilą wszystko było w porządku??? Mame z Tate stali w gabinecie swojego weterynarza do którego pojechali z Psotką na pobranie krwi.  – Jak to? Nie wierzę, .nie wierzę! , powtarzali bezdźwięcznie.

Było to  08.03.2015r, rok po śmierci Pchełki. Kiedy Mame opowiada o tym dniu łzy same lecą jej po policzkach. Pojechali wtedy z Tate na badanie Psotki, tylko na pobranie krwi, żeby sprawdzić, czy aplikowane lekarstwa odnoszą skutek.  Ale Psotka miała inne plany. Nie pozwoliła się zbadać, nie dała pobrać krwi, pogryzła i podrapała pana doktora i panią doktor. Była bardzo wzburzona i Mame stwierdziła, żeby dać jej chwilę na ochłonięcie, a w tym czasie lekarze umyją się i opatrzą rany. W pewnym momencie, kiedy Psotunia zaczęła się już uspokajać, Mame zauważyła, że coś z nią jest nie tak. – Zobacz, powiedziała do Tate, – Zobacz, ona chyba zemdlała… – Panie Macieju,  Tate zareagował błyskawicznie, -Panie Macieju ona chyba zemdlała, powiedział. Doktor z prędkością światła odwrócił się do Psotki, oglądnął ją i zrobił coś, od czego Mame też prawie zemdlała. Zwinął palce w rulon, przystawił dłoń do siniejącego pyszczka Psotki i rozpoczął reanimację usta – pyszczek.  Bardzo opanowanym głosem poprosił Mame i Tate żeby wyszli z gabinetu. Na sztywnych nogach, spięci i podświadomie  wiedzący  już co się dzieje, wyszli. Mame nie byłaby sobą, gdyby nie mogła zobaczyć, co się tam dzieje. Delikatnie uchyliła drzwi, nastawiła oko i ucho i z niedowierzaniem oglądała ostatnie minuty Psotki. Po jakiś dziesięciu wiekach według Mame, a około trzech minutach według Tate, pan doktor poprosił ich do gabinetu. – Proszę Państwa, zmarła, powiedział głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, -Pomimo reanimacji nie udało mi się jej uratować…

Cała czwórka stała i patrzyła w ciężkim szoku na przepięknego,  maleńkiego  kurczaczka, na Psotunię, którą przywieźli tylko na pobranie krwi, a której serduszko przestało bić, już na zawsze. Nie byli w stanie wykrztusić słowa, a biedny pan Maciej wyglądał tak, jakby się zastanawiał od którego z nich dostanie zaraz prawym sierpowym. Na szczęście obyło się bez rękoczynów. Pan doktor, równie zszokowany co Mame i Tate, przepraszał ich gorąco i powtarzał tylko, że nie wie, jak to się stało, Mame nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, a Tate zapewniał doktora, że nie mają do niego pretensji, że to przecież nie jego wina.

Kiedy myślę o tej sytuacji, mam w głowie taką oto scenę – cztery dorosłe osoby w ciężkim szoku, stoją bez słowa nad jednym maleńkim , martwym kotem. Kotem, którego już nic nie boli i który przeniósł się właśnie za Tęczowy Most do swojej królowej, do Pchełki, która tam na niego czeka i na pewno nie pozwoli, żeby stała się mu jakaś krzywda.

Kiedy wrócili do domu, Kawa wyszła się przywitać i od razu pobiegła do transporterka, do Psotki, żeby dowiedzieć się, dlaczego tak długo jej nie było, co się stało. Mame mówi, że nigdy nie zapomni wzroku Kawy, kiedy ta zobaczyła, że Psoty nie ma, kiedy uświadomiła sobie, że Psoty nie będzie.  Popatrzyła na Mame tak przejmująco smutnym wzrokiem, że aż serce ściska,  powiedziała, że wie i nie muszą jej niczego tłumaczyć i schowała się do szafy.

Nie chcieli brać kolejnego kota, nie byli na to kompletnie gotowi, ale Kawa zdecydowała za nich. Przestała wychodzić z szafy, nie chciała jeść, chowała się po kątach. Mame, wciąż zaryczana, rozbita psychicznie na milion kawałków, rozpoczęła poszukiwania. Stwierdzili z Tate, bardzo zgodnie z resztą, że musi to być jakiś maluch. Maluch, który rozrusza Kawę, a opieka której będzie wymagał, pomoże też im.

Wśród wielu ogłoszeń, Mame poruszyło jedno. Trzy piękne koty, czarna mamusia z dwoma synkami o kubusiowatym zabarwieniu.  Pierwszy z chłopaków to łagodny w spojrzeniu Józio, a drugi trochę zakręcony, o zadziornym spojrzeniu Maksio. Coś w tych Maksiowych oczach zawołało Mame na tyle, że ta zawołała Tate i przedstawiła mu Maksia. Tate stwierdził, że będzie niezły z niego frędzel i zgodził się od razu. Mame wykonała szybki telefon do opiekunki wymienionej w ogłoszeniu, umówiły się na wizytę i od razu tego wieczora pojechali się przedstawić. Ciocia Marta, cudna dziewczyna o oczach, według Mame, prawie tak pięknych jak kocie, przyjęła ich serdeczne, w mig zrozumiała pośpiech z jakim potrzebują nowego kota i przedstawiła swoje warunki. Jak to w przypadku kotów z adopcji, warunkiem był przystosowany do opieki nad kotem dom, z osiatkowanymi oknami. Ciocia Marta zapowiedziała na następny dzień wizytę w celu sprawdzenia warunków. Po przyjeździe na miejsce bardzo skrupulatnie zbadała wszystkie okna, upewniła się, że w każdym jest siatka i dopiero wtedy zgodziła się wydać Maksia.

W ten oto sposób pojawił się w ich życiu największy, najukochańszy dziad, gad i pędzel, rozgadany prawie jak Mame kłótliwy pajac, który od pierwszych chwil oznajmił, kto teraz rządzi w tym domu. Ponieważ dzielnica w której się urodził owiana jest w ich mieście sławą całkiem jak Praga w Warszawie, Mame stwierdziła, że to chłopak z dzielni i na pewno da sobie w życiu radę. O tym, jak prorocze były to słowa, miała przekonać się niebawem.

Pojawienie się Maksia w ich domu, to była decyzja życia. Kawunia wróciła do siebie w ciągu jednego dnia. Maksio nauczył ją być kotem i w trzy miesiące wykonał nad nią  pracę, na którą Mame i Tate potrzebowaliby trzech lat, wyciągnął Mame z depresji po stracie Psotki i spowodował, że Tate zwów przesypiał całe noce. Maksio okazał się tak wdzięczny, tak cudowny, tak bardzo zaborczy i narcystyczny, tak absorbujący,  że zapoczątkował nowy rozdział w życiu tej rodziny. Kawa nauczyła się zaufania do ludzi, Mame miała już nigdy nie zaznać nudy, a Tate zyskał licencję na dziejący się w czasie rzeczywistym  serial komediowy pod tytułem : ” Maksio kłóci się z Mame, czyli walka o wpływy i władzę”

Cdn…

Wasz Kubuś


Rozmowy z Kotem

4 odpowiedzi na “Maksiomilian W.”

  1. Chryste ale sięporyczałam, tak strasznie mi przykro, sama straciłam w ub roku kicię, 17 lat, po drugim udarze nie udało się uratować, współczuję.
    Dobrze, że macie następnego kotka, Kawunia się otworzyła, oj jaki smutny ten wpis, 😥bardzo, bardzo mi przykro, to boli, wiem, a tu nie wiadomo co się stało i dlaczego 😥😥😥 Trzymajcie się kochani. Całuski dla mojego Kubusia

    1. To była najgorsza strata, bo tak niespodziewana. Tego co w tym gabinecie czuliśmy, nie da się opisać. Do tej pory niedowierzam, że tak się to skończyło. Co gorsze, nasz lekarz był tak przerażony, że aż go szkoda było. Ale nic nie dzieje się bez przyczyny, widać tak musiało być. Musiał pojawić się Maksio, żeby pomóc Kawie, a przy okazji nam. Współczuję straty, niestety wiem, co się wtedy czuje…

  2. Oj, chyba wszyscy zwierzolubni to rozumieją. to żałoba równa tej po bliskim człowieku…
    A Maksio wygląda na uosobienie niewinności! I jak dobrze, że jest, jaki jest, okazał się swietnym terapeutą!
    Pozdrówki dla Kubulka!

Dodaj komentarz