Droga do ku przygodzie wiodła bardzo malowniczą trasą. Wszędzie pojawiały się przykuwające uwagę górki, pagórki i wzniesienia, wymagające natychmiastowego zatrzymania się i zrobienia zdjęcia. Zwykle, kiedy Mame poczuje natchnienie, wsiadają z Tate do auta i jadą gdzieś. Dla Mame jest to bardzo precyzyjne określenie, jednakże metodycznego i uporządkowanego Tate doprowadza ono do szału. -Gdzieś, czyli gdzie? – piekli się zazwyczaj w takiej chwili, – Czy mogłabyś określić to bardziej konkretnie? – Gdzieś w diabły, tam, gdzie nas jeszcze nie było, gdzieś, gdzie są ładne widoki, żebym mogła robić zdjecia – odpowiada najczęściej Mame, dla której wraz z udzieloną w ten sposób odpowiedzią, temat celu podróży uważa za wyczerpany. – Nie wiesz dokąd, to kombinuj- dodaje złośliwie po krótkiej chwili milczenia.
Tym razem jednak cel był jasno określony i Mame jechała sobie niespiesznie ku przygodzie. Za każdym razem, kiedy tylko wpadł jej w oko jakiś wart uwiecznienia widok, zatrzymywała samochód, wypadała z niego jakby się paliło, robiła zdjęcia z każdej możliwej pozycji, jaka jej wpadła do głowy, po czym odkładała aparat na siedzenie obok i ruszała w dalszą drogę. Dalsza droga musiała jednak poczekać, ponieważ po jakiś stu metrach Mame dostrzegała kolejny niepowtarzalny widok, który niezwłocznie musiała uwiecznić. -Jak to dobrze czasem wyrwać się samej, -myślała z rozrzewnieniem. – Gdyby jechał ze mną Tate, to owszem, było by wygodnie tylko wyskoczyć z auta, nie martwić się czy staję w dozwolonym miejscu, ale z drugiej strony…..Za każdym zatrzymaniem pedantyczny Tate przeprowadzałby tę samą procedurę wyjęcia aparatu z torby, użycia go, a po użyciu schowaniu go z powrotem i zapięciu wszystkich zamków i zatrzasków przewidzianych przez producenta . I gdyby zatrzymań miało być dwadzieścia, to on tak dwadzieścia razy…. -Nie, -powiedziała głośno Mame. -Nie nakręcaj się, sama jedziesz, możesz odłożyć aparat na siedzenie, torbę zostawić w bagażniku i nikt nie nie będzie Ci truł siedzenia, że bez torby go uszkodzisz. Jeżeli ma mu się coś stać, to stanie się niezależnie od tego, czy leży luzem, czy zdeponujesz go w banku szwajcarskim.
Czas płynął leniwie i spokojnie, zdjęć zrobiła tyle, że trzy dni będzie je oglądała i na owej drodze oraz rozmyślaniach dotarła w okolice Bolkowa. Przyjemnie rozpoczętą podróż zepsuł jej widok korka na trasie w miejscu, w którym kompletnie się go nie spodziewała. Trasa w lesie, mały ruch na drodze, a tu nagle trzeba się zatrzymać. Po kilku chwilach dotarło do niej, dlaczego wszystkie samochody stoją. Otóż, ku niewysłowionej uldze okolicznych mieszkańców, po wielu latach oczekiwań, obietnic i nadziei, została podjęta decyzja o wybudowaniu obwodnicy Bolkowa i nasza dzielna podróżniczka trafiła w sam środek jej budowy. W żółwim tempie sznur samochodów przesuwał się do przodu. Mozolnie, niczym żuczek gnojarz swoją kulkę, pchała się ta kolumna aut ku lepszemu. Jak się okazało, lepsze miało postać starej, mocno wyeksploatowanej trasy i co gorsza, znajdowało się za pięć kilometrów od aktualnego miejsca pobytu Mame. Niby niedużo, ale, zważywszy na fakt, iż w korku człowiek się nudzi, Mame wypiła z tych nudów całą butelkę wody i złośliwy pęcherz w brutalny sposób przypomniał jej o swojej objętości. – Zesikam się, zesikam się, jeszcze jeden podskok na jakiejś nierówności i się zesikam, – śpiewała zrozpaczona Mame, usiłująca wypatrzeć jakiekolwiek przyzwoite miejsce do zatrzymania się. Postanowiła ograniczyć trochę swoje wymagania i jedyne kryterium które wyznaczyła, brzmiało: byle by mnie nikt ze stojących w tym korku aut nie widział. Życzenie było z rodzaju pobożnych, gdyż stojące za i przed nią samochody nie były prowadzone przez roboty, tylko przez normalnych ludzi. A co robi normalny człowiek uwięziony w samochodzie? An je, pije, dłubie w nosie, używa telefonu, śpiewa oraz w poczuciu beznadziejnie uciekającego czasu, po prostu czeka. Ale najczęściej, zdecydowanie najczęściej patrzy. W takim momencie jakikolwiek ruch poza jego własnym samochodem, momentalnie przykuwa uwagę, powoduje przerwanie beznadziei i zapewnia mimowolną rozrywkę. Niejednokrotnie podczas tego postoju Mame była świadkiem, jak panowie ze stojących przednią aut, w paralitycznych podskokach, na zdrętwiałych przez długie siedzenie w jednej pozycji nogach, wypadali ze swoich połyskujących w słońcu puszek i lecieli w pobliskie krzaki. Towarzystwo w pozostałych samochodach, dla których ci przypadkowi akrobaci stanowili jedyny ruchomy punkt, zamierali, przerywali chwilowy marazm i z namacalnym wręcz zaciekawieniem oglądali te, jakby nie było, intymne sceny z zaciekawieniem godnym lepszej sprawy. Jako normalny człowiek, patrzyła i Mame. Z ponurą zawiścią, źle myśląc o Matce Naturze, która w nieprzemyślany sposób przydzieliła kobietom wymagające bardziej skomplikowanej obsługi ujście pęcherza, patrzyła jak panowie robią susy w bok, po czym osłabłym z ulgi krokiem wracają do swoich aut. – Jeszcze jeden wyjdzie z jakiegoś samochodu, to nie zdzierżę, wylecę za nim, – ostatkiem sił trzymała się Mame. – W sumie, jakby się tak skupić, to gdybym się odwróciła w stronę aut, to tak właściwie, po tyłku mnie nikt nie pozna, -rozpaczała, nie na żarty potrzebując już zrobić siusiu. Matka Natura posiada dużo zrozumienia dla swojego nietuzinkowego egzemplarza jakim niewątpliwie jest Mame i postanowiła ją jednak trochę wspomóc. Za następnym zakrętem pokazała jej skrzyżowanie z drogą prowadzącą donikąd i maminy pęcherz z prędkością Formuły Jeden pokierował był samochód w tę drogę, pozwalając Mame zachować suchy fotel kierowcy.
Jako że równowaga w przyrodzie musi być zachowana, Mame otworzyła nową butlę z wodą, pociągnęła ze dwa solidne łyki, coby nerki nie pyskowały że nie mają co filtrować i ruszyła w dalszą drogę. Na szczęście korek to nie podatki i nie trwa wiecznie, dlatego też po przeczołganiu się kolumny aut dwoma następnymi kilometrami, sytuacja zmieniła się diametralnie. Nagle, ni z tego ni z owego okazało się, że w magiczny dla kierowców sposób objawiły się dwa pasy, co oznaczało koniec udręki. Wszyscy pomknęli ku swoim ważnym sprawom, a beznadziejne oczekiwanie przekształciło się w mgliste wspomnienie. Czas ku temu był najwyższy, bowiem piękny poranek przekształcił się już w równie piękne południe, a Mame nie dotarła jeszcze do pierwszego punktu swojej wycieczki. Ponieważ zmiana planów w trakcie nie jest dla niej czymś nowym i nie stanowi żadnego problemu, postanowiła zwizytować najpierw znajdujący się w pobliżu Szklarskiej wodospad Szklarki. Stanie w korku pozwoliło na przeglądnięcie po raz setny mapy okolicy i pokazało jeszcze jeden, dość ciekawy punkt na mapie. Z drugiej strony Szklarskiej, patrząc z kierunku jazdy Mame, znajdował się Zakręt Śmierci. Mame, jako dziecko, jeździła w te okolice i doskonale pamiętała dziecięce przerażenie, które ogarniało ją podczas jazdy tymże zakrętem. Postanowiła skonfrontować dziecięce wspomnienia z dorosłą rzeczywistością. Przejechała składającą się z samych wzniesień Szklarską, zajechała na uroczą skądinąd stację Szklarska Poręba Górna, i zważywszy na fakt, iż zakręt znajduje się w okolicach trzech kilometrów od owej stacji , postanowiła rozprostować kości i udać się tam piechotą.
Po dotarciu na miejsce poczuła lekkie rozczarowanie. Z dziecięcego uczucia przerażenia nie został ślad. Jako kierowca doceniła jego znaczenie, jako dusza wrażliwa jego piękno. Jednak większe wrażenie zrobił na niej widok rozpościerającej się, widocznej zza murka panoramy miasta. Szklarska Poręba jest naprawdę uroczym miejscem i miłośnicy górskich wędrówek mogą się w niej poczuć jak u siebie. Postała sobie jeszcze chwilę i podumała nad niezbadanymi właściwościami ludzkiego mózgu, który w zadziwiający i niezbadany sposób utrwala w nas wspomnienia, które w zderzeniu z aktualną rzeczywistością sprawiają wrażenie, jakby dotyczyły innych miejsc czy ludzi. W tym lekko filozoficznym nastroju opuściła Zakręt Śmierci i udała się z powrotem do samochodu.
Cdn….
Wasz Kubuś