Mame Zdobywca

Rozmowy z Kotem

Jadący w miarę przepisowo trasą Szklarska Poręba – Jelenia Góra  samochód, wykonał nagle bardzo dziwny i niezbyt bezpieczny manewr. Niespodziewanie dla innych uczestników ruchu przyspieszył, włączył lewy kierunkowskaz,  z piskiem opon zaczął skręcać niczym maluch na ręcznym i wjechał w niewidoczną leśną ścieżkę. Zaświeciły się światła cofania, zachrzęściły koła na żwirowym podłożu, zaświecił się, tym razem, prawy kierunkowskaz, samochód włączył się energicznie do ruchu jak gdyby nigdy nic i w ten sam sposób, w miarę przepisowo, podążył w kierunku z którego właśnie nadjechał. Oniemiali, na szczęście nieliczni obecni podczas tego manewru kierowcy, zobaczyli za kierownicą kobietę w średnim wieku, zarzucającą właśnie grzywką niczym lew po wyjściu od fryzjera. W jej wzroku widać było mocne postanowienie nie przyznawania się do jakiegokolwiek wspólnoty z zaistniałym właśnie wydarzeniem. Dojeżdżający do owego miejsca inni kierowcy zobaczyli dokładnie to samo, co przez ostatnie kilometry swojej trasy. Piękną okolicę, malownicze zakręty, niewielki ruch i jadący w miarę przepisowo w kierunku Szklarskiej samochód.

-Uff, – pomyślała w tym samym momencie Mame. -Ale tu gorąco, muszę otworzyć okno, normalnie się spociłam, kto by pomyślał, że to jesień w górach, – poprawiwszy ponownie grzywkę, otworzyła okno od strony pasażera. Przybrawszy niewinny wyraz twarzy, rozmyślała o niedawno wykonanym manewrze. – No, co, – odezwała się do siebie, – Czy to moja wina, że ten znak o wodospadzie stoi w takim głupim miejscu, że nie da się od razu zatrzymać i wjechać na parking, tylko trzeba kombinować i zawracać? Mogli postawić wcześniej, to miałabym czas na zobaczenie, przyjęcie informacji i jej przetworzenie, była by chwila na negocjacje, czy aby na pewno znak nie kłamie i mogę tu się zatrzymać no i trzeba by wziąć pod uwagę ewentualne baranie zwarcie na synapsach, bo może akurat nie zatrzymałabym się nawet pod groźbą blokady? Kto wie? A tu dupa, postawią marny napis Wodospad Szklarki pięćdziesiąt metrów przed parkingiem i martw się człowieku.  Jak dobrze, że jadę sama, jak to dobrze, -uśmiechnęła się łobuzersko do siebie. -Cud, że ten zrzęda w domu siedzi, ale by było gadania, ale trucia, znowu by coś jęczał o zawale, niespodziewanych zachowaniach na drodze i innych sklerozach.  Na szczęście zobaczyłam tę dróżkę, bo jak głupia jechałabym pewnie do jakiegoś cholernego ronda, a nie daj Matko Naturo do Jeleniej, żeby zawrócić, a tu proszę, myk, myk i pójdę zobaczyć wodospad, bez marudzenia i wymagania ode mnie niemożliwego -ucieszyła się.

Niemożliwym według Mame, były dziwne jej zdaniem oczekiwania Tate w stosunku do jej stylu prowadzenia samochodu. Mame jest dobrym kierowcą, jeździ ponad ćwierć wieku i nigdy nie spowodowała wypadku ani też zagrożenia dla innych, ale….. Ale ułańska, po lwowskich dziadkach i barania z urodzenia dusza, podsycanie frywolnym podejściem Mame do życia, wchodzą ze sobą w miarę często w komitywę, czego rezultatem bywają siwe włosy BABCIE i przedzawałowe stany Tate.  Bywa, że Mame zapragnie czegoś w danej chwili tak bardzo, że musi, po prostu musi to zrobić, gdyż inaczej grozi to eksplozją.  A w tym właśnie konkretnym momencie, Mame przypomniała sobie, że zapragnęła zobaczyć wodospad.  Plan był dobry, wykonanie też ją satysfakcjonowało i po kilku metrach, bacznie obserwując swoją lewą stronę, w porę zobaczywszy parking przy wejściu do wodospadu, zajechała z wdziękiem pod jakąś budę z siedzącym w niej nieprzyjemnie łypiącym na świat typem, wyłączyła silnik i wysiadła z samochodu.  Nie zaszczycając spojrzeniem ponurego sprzedawcy jakiegoś jarmarcznego badziewia, podeszła do budki biletowej, nabyła dwa bilety, jeden do Karkonoskiego Parku Narodowego, drugi do wejścia do wodospadu, stwierdziła pod nosem, że to jawny rozbój i skręciwszy za budką w prawo, poczęła łagodnym podejściem zmierzać w stronę wodospadu. -Tak to ja mogę chodzić, nie jest stromo, nie jest wysoko, piękny las wokoło, cicho wszędzie, – wdychając przenikliwe powietrze, nie wiedzieć kiedy znalazła się u celu. – Mały jakiś, – pomyślała z pewnym zaskoczeniem. – Mały ale malowniczy, – uznała i włączywszy aparat, poczęła oddawać się swojej pasji. Narobiwszy zdjęć z każdej możliwej strony, postanowiła zakończyć wizytę w tym uroczym miejscu i udać się ku głównemu celu swojej wyprawy. Zeszła szybciej niż weszła, pozwoliła sobie na lekką złośliwość w stosunku do nabzdyczonego sprzedawcy, wielce zadowolona z efektu wsiadła do auta i odjechała w kierunku Jeleniej Góry. Złośliwość była drobna i polegała na wysłaniu w stronę ponuraka maminego uśmiechu numer jeden, najwyższa półka bez dwóch zdań, oraz uroczym głosem, acz bez cienia sarkazmu wypowiedzianych w stronę typa życzeń miłego dnia.  Reakcja była bezcenna, typ znieruchomiał, popatrzył na Mame jak diabeł na kropidło, rozdziawił żującą coś dziwnego paszczę i zamarł. Zadowolona jak Kubuś po maśle Mame, uśmiechnęła się pod nosem z nieskrywaną satysfakcją, pomyślała sobie, że dobrze mu tak, lepiej żeby znieruchomiał niż miał wysyłać te negatywne fluidy w stronę jej ukochanego samochodu, jeszcze by go czymś zaraził i zadowolona niczym Milik po trafieniu w piłkę, odjechała w stronę czekającego na nią zamku.

-Tfu, na psa urok, co za jakaś cholerna baba, po co tu w ogóle przyjechała, że też musiała akurat tutaj zaparkować, cały dzień mi zepsuła, tfu, z babsztylami – splunął siarczyście odblokowany kilka minut po odjeździe Mame sprzedawca. – Tfu, -a taki dobry dziś miałem nastrój, -westchnął ponuro, wsadził do ust nową porcję tytoniu i przybrawszy swój niezmienny od lat wyraz twarzy, uruchomił szczęki i jął żuć.

Cdn…

Wasz Kubuś

 


Rozmowy z Kotem

Dodaj komentarz