Z głośników cichutko popłynęły śpiewane przez Mazowsze kolędy, przeplatane co jakiś czas stukaniem łyżek o talerze. Jedli w ciszy barszcz z uszkami i nikt nie odezwał się słowem, dopóki ten pierwszy wigilijny posiłek nie został zjedzony. Kiedy Mame, po upewnieniu się, że już nikt nie chce dokładki pozbierała talerze i zabrała je do kuchni, BABCIE konspiracyjnym szeptem zwróciła się do Tate – Powiedz mi szybko, zanim ta zaraza wróci, gdzie kupiła takie dobre uszka – spytała zaciekawiona. – Ona by mi zaraz tak namieszała, że niczego się nie dowiem, a przepyszne są, chciałabym dla siebie na później kupić – pospiesznie dokończyła, słysząc jak jej niepokorna córka wraca z kuchni i niesie parujący półmisek pierogów.Krzątająca się po kuchni Mame, wyciągając z garnka gorące pierogi, usłyszała swoim szóstym, a według Tate nawet i siódmym zmysłem, że atmosfera w pokoju się zmieniła i na pewno rozmowa toczy się na jej temat. -Hmmm, – sapnęła ze złością, – hmmm, kupne, moje piękne, po nocy robione uszka wzięła za kupne, – zabulgotała pod nosem. Cisnęła trzy szybkie błyskawice z oczu, zabrała wypełniony po brzegi półmisek z pierogami i z podejrzanie słodkim wyrazem twarzy wróciła do pokoju. – Słyszałam że smakują Ci uszka, – zwróciła się do BABCIE, – niestety, – ciągnęła z satysfakcją, sklep zlikwidowany, nie kupisz już takich, a jakbyś pytała, to pierogi są z tego samego źródła i też nie ma szans na zakup – dodała i zadowolona z zawiedzionego wyrazu twarzy BABCIE, postawiła półmisek na stół. – Pieroga? – rzuciła w przestrzeń i nałożyła sobie na talerz kawałek karpia i pstrąga. – Tam w tej wazie, żeby nie wystygła za szybko jest ryba w szarym sosie, bez rodzynek oczywiście, a tu macie karpia i pstrąga na ciepło, razem położyłam, bo to za dużo miejsca by zajęło w dwóch osobnych wazach, jakiś mały ten stół się wydaje teraz, ja nie wiem… – zakończyła prezentację i z wielką przyjemnością wpakowała sobie kawałek ciepłej ryby do ust.
Święta to najwspanialszy czas według Mame. Uwielbia oglądać kolorową i świecącą choinkę, uwielbia robić prezenty i niespodzianki oraz, oczywiście owe prezenty dostawać. Magia tych chwil skutecznie, rok w rok od kilkunastu już lat, zabijana jest przez ludzką chciwość i chęć zarobku. Mame z niepokojem rozgląda się we wrześniu po sklepach, czy aby jakiś czekoladowy Mikołaj nie spoglądnie na nią spomiędzy tornistrów, plecaków czy innych zeszytów, towarów jakże bardziej na miejscu w tym czasie. Świat kieruje się zyskiem, a zabawa w subtelność i opanowanie stała się nieekonomiczna. Przykro patrzy się na artykuły świąteczne, które towarzyszą wyprawce szkolnej, poprzez szukanie sobie miejsca pomiędzy zniczami i tandetnymi azjatyckimi dyniami, które straszą w październiku na półkach. Mame nie ma nic przeciwko zabawie i obchodzeniu różnego rodzaju świąt bez naszego rodzimego patosu i nadęcia, ale uważa, że równowaga musi być zachowana. Jeżeli dzisiaj idziesz z przebranym i szczęśliwym z tego powodu dzieckiem do sąsiada po cukierki, to zabierz je jutro na cmentarz ze zniczem. Wytłumacz, dlaczego po cmentarzu nie wypada biegać z piłką i drzeć się jak jaskiniowiec po upolowaniu zwierzyny, objaśnij znaczenie światła które ze sobą zabierasz i zostawiasz na grobach, zaszczep w nim pamięć o przodkach i swoją postawą naucz szacunku do miejsca w którym się znajdujesz. Dzieci nie zachowują się jak szarańcza dlatego, że takie już są, tylko dlatego, że nie zostały nauczone, jak należy się zachowywać. Na szczęście istnieją ludzie, którzy potrafią nauczyć tego swoje potomstwo. Ostatnie Święto Zmarłych Mame i Tate spędzili w jego rodzinnych stronach. Jeden z cmentarzy który odwiedzili mieści się w Kłodzku. Znajduje się tam kwatera poległych i pomordowanych żołnierzy polskich i radzieckich oraz więźniów obozów i twierdzy. Kiedy przechodzili tamtędy i Mame, w której jej ukochana babcia zaszczepiła zwyczaj zapalania świeczki na grobie, na którym żaden inny znicz się nie pali, przystanęła, gdyż zobaczyła wzruszający i dający nadzieję obrazek. Młodzi rodzice z dwójką dzieci, rozmiar średni, czyli w wieku szkolnym, podeszli do owych kwater, mama ściszonym głosem opowiedziała dlaczego tu przyszli i kto jest tu pochowany. W tym czasie tato przygotował znicze i kiedy mama skończyła, podeszli wszyscy do grobów, zmówili krótką modlitwę i po położeniu na nich zniczy w spokoju odeszli. Bez telefonów przyklejonych do twarzy, bez hulajnóg, piłek czy innych skakanek. Mame zrobiło się mokro w oczach.
-Kochanie, podaj mi proszę kutię – usłyszała nagle. – Kochanie, Słoneczko, zawiesiłaś się chyba, bo karp Ci zaraz z widelca odpłynie – dodał głośniej Tate, zdziwiony nagłym zastygnięciem żony. – Co, a, tak, kutia,kutia, już proszę – ocknęła się Mame i przytomniejszym trochę wzrokiem omiotła pokój. -A, jemy, bo mi się przypomniało, że w sklepach Święta trwają kilka miesięcy i cholera mnie bierze, – dodała, pozbawiła dyndający na widelcu kawałek karpia szans na ucieczkę i ponownie zagłębiła się we wspomnieniach.
O czym ja tu?- zastanowiła się sekundę i po wskoczeniu we właściwe myśli, rozważała dalej. Przypomniały się jej czasy kiedy żyli jej dziadkowie i wyjeżdżali do nich na wieś całą rodziną. Z perspektywy dziecka były to wspaniałe chwile. Babcia Maryla krzątała się w kuchni robiąc wszystkie te wspaniałe rzeczy do jedzenia, Mame ze swoim bratem ciotecznym żebrali aby uszka do barszczu były smażone, po czym te, które babcia już usmażyła i odkładała do wielkiej miski, bezczelnie podkradali, to z jednej, to z drugiej strony stołu. Babcia oczywiście widziała, oczywiście karciła i naturalnie nie miała nic przeciwko. Uwielbiała swoje wnuki i jako najlepsza babcia na świecie, robiła specjalnie dla nich ich ulubione ciasta, a dla swojej wnusi ukochany przez nią jabłecznik. Nie, żeby Mame nie jadała innych ciast, o nie. Mame pałaszowała wszystko oprócz makowca, którego nie znosi do tej pory, ale jabłecznik kochała od zawsze. Z drugiej strony, czyli w dużym pokoju, znajdował się dziadek Walek z którym ubierali choinkę. Zawsze w Wigilię i zawsze z dziadkiem. Kiedy wszystko było już gotowe, cała rodzina zasiadała do wieczerzy. Było uroczyście i był nastrój, ten jeden jedyny, niepowtarzalny, kiedy trzy pokolenia spędzały wspólnie czas. – Szlag jasny i cholera niech to weźmie, znowu się rozkleiłam, – pomyślała Mame, gwałtownie wstając od stołu. Nie chciała się rozpłakać przy wszystkich i postanowiła polecieć szybko do łazienki, ochlapać się zimną wodą i wrócić do stołu. – Dokąd tak pędzisz? Jeszcze nie zjadłaś, a już chcesz prezenty otwierać? Czy Ty się nigdy nie nauczysz?- usłyszała zgryźliwy głos BABCIE, która jak nikt inny w świecie nie potrafi w tak krótkim czasie wzbudzić w Mame agresji. – A tak, – odparowała w ułamku sekundy Mame. – Dokładnie tak zamierzam zrobić i też się sobie dziwię, że tak długo wytrzymałam – wbiła w BABCIE tę słowną szpilę niczym haitańska kapłanka mambo w szmacianą laleczkę i diametralnie zmieniając swoje plany podeszła do choinki. – To nie moje, to też nie, o, tutaj jest dla mnie, no dobra, będę fajna, dla Tate też może zabiorę – mamrotała pod nosem, gmerając w prezentach tak długo aż jej łzy wyschną. – Co to diabła ciężkiego jest z tą BABCIE, że zawsze, ale to zawsze musi się głupio odezwać i doprowadzić mnie do wrzenia? Wcale nie zamierzałam rozpakowywać teraz prezentów, chciałam normalnie, po zjedzeniu, jak zawsze, to nie, zamiast zająć się jedzeniem musiała judzić – nakręcała się niebezpiecznie Mame. – No już, nie wściekaj się, przecież ją znasz, nie daj się sprowokować – usłyszała nagle cichy głos Tate przy uchu. – Znasz ją tyle lat – dodał, siadając obok niej na podłodze. – Znam, i co z tego? Do szewskiej pasji doprowadza mnie równie skutecznie co w dzieciństwie – wymamrotała wkurzona. – To postaraj się, zrób coś, czego się nie spodziewa i chodź jeść, ta kutia jest wyborna, a tak się bałaś dodawać więcej miodu, a mówiłem, że miód robi całą robotę – łagodził Tate, który doskonale zdawał sobie sprawę z różnych docinków BABCIE, po których jego żona niebezpiecznie ociera się o kodeks karny. – Dasz radę? – spytał, podnosząc się równocześnie z podłogi. – Dam – mruknęła ponuro Mame, podnosząc się w chwilę po nim. – No i co, gdzie te prezenty? – wredota BABCIE była w pełnym rozkwicie. – Czemu ich nie podajesz? – Obiecałaś się postarać, pamiętaj, obiecałaś Tate, że się postarasz – gorączkowo myślała Mame, podchodząc do stołu. – Nie dam się, nie dam się, no nie dam i już – wciąż w myślach dodała i usiadła na swoim miejscu. – Już oglądnęłam więc wiem co jest, a Ty jak zwykle masz rację, prezenty otwieramy po kolacji, więc nie dostaniesz swoich, dopóki wszystkiego nie zjesz, sama mi to w dzieciństwie powtarzałaś – spokojnie odpowiedziała Mame, biorąc równocześnie do ręki talerz BABCIE i nie bez satysfakcji ładując jej na talerz wielkie porcje ryby po grecku i sałatki jarzynowej. – Co za wredne dziecko, po kim ona to ma – zabulgotała BABCIE, zdając sobie sprawę iż tej potyczki nie wygra. – Jak to po kim? – niewinność w głosie Mame zawstydziła właśnie wszystkie zastępy anielskie. – Dostałam od Ciebie w genach i jeszcze, żeby była jasność – z Tobą mieszkałam najdłużej, a kto z kim przestaje, to i tak dalej – usatysfakcjonowana Mame wróciła już do siebie i widząc minę swej trudnej rodzicielki, napakowała sobie na talerz ryby w szarym sosie i rozpoczynając pogawędkę z milczącym dotąd bratem, zabrała się za jedzenie.
Cdn….
Wasz Kubuś