Do urodzin Tate pozostało jeszcze dużo czasu, więc spokojna o dochowanie zarówno tajemnicy, jak i terminu szykowanej przez Mame imprezy, BABCIE postanowiła skorzystać z propozycji swojej przyjaciółki Tereni i wybrać się z nią na zabiegi lecznicze do Wieliczki. Posiadająca jakieś tajemnicze znajomości w klubie seniora Terenia, zdobyła dwa vouchery na pobyt dla dwóch osób i postanowiła zaprosić na ten wyjazd swoją najlepszą przyjaciółkę. Rozsądna BABCIE doszła do wniosku, że przyda jej się odpoczynek, a i zabiegi na bolący kręgosłup nie zaszkodzą. Obsesja jej córki na temat urodzin zięciunia spowodowała u BABCIE potężne obawy, czy uda się jej dochować tajemnicy, a taki wyjazd pozwoliłby jej na odskocznię od tematu. Z przyjemnością przyjęła zaproszenie.
Kiedy zadzwoniła do Mame z informacją o wyjeździe i prośbą o pożyczenie torby, ta nie była z tego powodu zbytnio zadowolona. Siedzący w pokoju Tate, słyszał urywki dochodzącej z kuchni rozmowy i obiły mu się o uszy słowa, – to musisz teraz, przecież wiesz, że robię niespodziankę i cała rodzina przyjdzie, jeszcze torbę, a co, Teresa nie ma swojej?- gulgotała zła Mame, która nie tyle była przeciwna wyjazdowi BABCIE, bo ta rzadko kiedy może sobie na niego pozwolić, ile z niejasnych dla niego powodów, jego małżonka nie znosiła akurat tej babcinej przyjaciółki. -Też wymyśliła, no dobrze, pożyczę jej torbę, to kiedy jedziecie i dlaczego ja jeszcze muszę tę małpę wozić? -dogulgotała Mame i po otrzymaniu odpowiedzi, rozłączyła się.
-O co chodzi? – spytał Tate wchodząc do kuchni, w której piekły się ziemniaczki i policzki Mame. – Wrrrgggrgrgwwrrr, – usłyszał w odpowiedzi. – BABCIE z Teresą jadą na wykopki soli do Wieliczki, Teresa załatwiła pobyt i jadą teraz, po pierwszym listopada i nie dość, że ta ropucha chce pożyczyć torbę, to jeszcze mam jej tyłek zawieźć na dworzec, – zapiekliła się Mame. – A co tam mówiłaś o mojej niespodziance urodzinowej?, – drążył Tate, -I o co chodzi z tą Teresą, dlaczego tak jej nie lubisz? – zapytał wyraźnie zaciekawiony. – Nic nie wiem o jakiś niespodziankach, ja nie znam w ogóle takich słów, – odparła Mame, – A ropuchy nie znoszę, bo kiedy byłam dzieckiem, to jej się wydawało, że może mnie wychowywać, co w jej wydaniu polegało na wiecznym mówieniu do mnie „nie jedz tyle, już jesteś gruba, to co będzie później, odłóż tę kanapkę, co z tego, że mama Ci pozwoliła, ona Cię za bardzo rozpieszcza” i tym podobne inne kwiatki. Raz nawet próbowała mnie uderzyć. Nie znoszę babsztyla i już. Dla BABCIE mogę to zrobić i pozwolić małpie wsiąść do mojego samochodu, ale nie daję gwarancji, że do celu nie dojedzie w bagażniku, jak znowu o coś się do mnie przyczepi – coraz bardziej wściekła Mame nakręcała się niebezpiecznie. – Jak tu pięknie pachnie, – popisał się refleksem Tate i błyskawicznie zmienił temat, – A zrobisz do tych ziemniaczków sosiku czosnkowego?, – dodał przymilne. Zionąca jeszcze ogniem Mame popatrzyła na niego z politowaniem – Czy uważasz mnie za idiotkę, która nie widzi Twojej żałosnej próby odwrócenia mojej uwagi od tej wiedźmy? – spytała zimno, dodając – Jak będziesz zadawał durne pytania, to Ci podam same ziemniaki w łupinkach, a sos, który tu właśnie, na Twoich oczach robię, wywalę przez okno. Idź mi stąd i nie zawracaj mi głowy.
Niechętna babcinej przyjaciółce Mame, zebrała się w sobie i w sobotę po Wszystkich Świętych, o nieludzkiej porze piątej rano, zajechała szarmancko najpierw po BABCIE, a potem już razem, wielce niechętnie, po jej przyjaciółkę. Teresa czekała już pod blokiem, gdyż tak umówiła się z BABCIE. Mame pokiwała beznadziejnie głową na ten widok. -Gdzie tu sens i logika, – myślała wkurzona, robiąc jednak profesjonalnie przyjemny wyraz twarzy. Po jaką cholerę ona sterczy na ulicy i to już cała spakowana, skoro chciała pożyczyć torbę, bo ponoć nie ma się w co zapakować. O nie, nie dam się w to wciągnąć, jak wymyśliły, tak zrealizują, ja się nie wtrącam. – Eluniu moja kochana, jak cmok, miło, cmok, Cię cmok widzieć, zobacz, udało mi się spakować w jedną walizkę, Asiu, dziecko kochane, jak ja Cię dawno nie cmok widziałam, cmok, co u Ciebie słychać? – wydobył się z ust żmii syk, mający imitować czułe powitanie. – Tereniu, wszystko w porządku, tak się cieszę, że cmok, jedziemy, cmok, – odparła radośnie, doskonała w towarzyskie klocki BABCIE. – Dzień dobry – sztywno niczym naprężony do granic wytrzymałości pal drewna, odpowiedziała Mame. Prosiłam Panią kiedyś, żeby nie zwracała się do mnie Asia, mam na imię Joanna i tak proszę do mnie mówić – głos wydobyty z gardła Mame swoją temperaturą zawstydził tę, panującą na lodowym olbrzymie, Uranem zwanym. – Tylko tę walizkę ma Pani ze sobą? – dopytała i nie czekając na odpowiedź, z wysiłkiem, acz skutecznie włożyła ją do bagażnika. -Zapraszam, – dorzuciła i nie zwracając więcej uwagi na wstrętną babę, wsiadła za kierownicę. Kiedy BABCIE z Teresą pakowały się do samochodu, Mame zdążyła jeszcze powycierać po niechcianych cmokasach Teresy, policzki. – Nie nakręcaj się, to tylko chwila, daj sobie głośniej radio, albo patrz lepiej na drogę i nie gap się w lusterko, masz boczne, w bocznych jej nie widać, mruczała do siebie Mame. Kiedy zajechały na dworzec i wyciągały bagaże, walizka Teresy postanowiła się zbuntować. Stary, nieporęczny kloc, ciężki sam w sobie, uznał, że już się w życiu najeździł. Próbująca postawić ją na ziemi Mame poczuła, jak z wielką siłą ciężka waliza uderza o ziemię, a jej rączka pozostaje w maminym ręku. – O nie, -jęknęła Teresa, – co ja teraz zrobię, moja walizka, ja jej nie podniosę bez rączki, ona może tylko na kółkach jeździć, och nie – autentycznie zmartwiona Teresa załamała ręce. Mająca się nie wtrącać Mame nie wytrzymała – Miałam przywieźć torbę, bo nie miała się Pani w co zapakować, więc przywiozłam, na wszelki wypadek trzy, proszę się przepakować i będzie po sprawie- zwróciła się do ropuchy. Teresa z BABCIE popatrzyły na siebie w milczeniu, BABCIE rzuciła okiem na zegarek i stwierdziła, że nie ma innej opcji, niż ta zaproponowana przez jej córkę. Przesunęły walizę na chodnik i zaczęły ją przepakowywać. Po chwili okazało się, że Teresa wcale nie potrzebuje tylu bagaży i w rezultacie zmieści się w dwóch torbach, a do trzeciej zapakuje te rzeczy, których nie zabierze ze sobą. BABCIE błagającym wzrokiem popatrzyła na Mame. Mame odetchnęła głęboko, pomyślała sobie, że dzięki BABCIE została świętą za życia, a głośno stwierdziła, że tak, torba zostanie u niej, a jak wrócą, to Teresa ją sobie odbierze. A teraz jest już późno, za chwilę spóźnią się na pociąg i muszą się pospieszyć. Zepsutą szafę na kółkach zabrał pan, który z wielkim zainteresowaniem oglądał to przedstawienie. Mame odetchnęła z ulgą, doszła do wniosku, że jest w stanie zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie w pewnych sytuacjach sięgają po papierosa, wsiadła do auta i wróciła do domu.
Zrobiła herbatkę, usiadła spokojnie na kanapie i czekała, aż Tate wstanie i będą mogli zjeść spokojnie śniadanie. Świadomy stosunku żony do przyjaciółki teściowej, zdawkowo tylko spytał czy wszystko w porządku, w milczeniu wysłuchał relacji z porannych wydarzeń i ze spokojem przyjął wiadomość, że w bagażniku leży ich torba z nie ich zawartością, po czym zajęli się swoimi sprawami. Swoje sprawy nazywały się wolna sobota, czyli pranie, sprzątanie, gotowanie oraz zakupy. Po intensywnie spędzonym dniu, siedzieli sobie przyjemnie zmęczeni przed telewizorem i oglądali jakiś film. Tate doszedł do wniosku, że właściwie, to dawno nie byli u jego rodziców i wypadałoby się do nich wybrać. Zadzwonił do mamy i grzecznie, jak zawsze zresztą, zapytał, czy rodzice są w niedzielę w domu, bo nie mają z Mame żadnych planów i przyjechali by do nich na kawę i placka. Mama się ucieszyła, gdyż odwiedzający rodziców raz na pół roku syn, to pożądane towarzystwo, jednak z żalem musiała odmówić. Ojciec Tate przeziębił się dość poważnie i słaby jest, więc jeżeli mogą i nie obrażą się, to zaprasza za dwa tygodnie. Tate się zmartwił, życzył ojcu dużo zdrowia, wyraził nadzieję, że do imprezy urodzinowej wyzdrowieje i rozłączył się. W tym samym czasie zadzwonił telefon Mame. -ŻE CO? – ryknęła niczym ranny tur na pół bloku Mame, – ŻE CO ZROBIŁAŚ? – dodała z niedowierzaniem, a Tate zauważył, że trzęsą się jej ręce. – To wszystko przez tę piekielną babę, a mówiłam, mówiłam, że to zły pomysł, tak, oczywiście, że możemy, tak, nie wiem, muszę pogadać z Tate, rozłącz się teraz, za chwilę do Ciebie zadzwonię – usłyszał zdenerwowany głos żony Tate i coś na kształt płaczącego głosu teściowej. -Kochanie, co się stało, czy ja dobrze słyszałem, że BABCIE płacze, o co chodzi? – na widok roztrzęsionej Mame przeraził się nie na żarty, – No powiedz wreszcie, – BABCIE skręciła kostkę kiedy wychodziła z basenu. Poślizgnęła się, upadła i załatwiła. – No to trzeba lekarza,to będziemy zaraz dzwonić, coś załatwimy – przejął się Tate. – Już, zaraz, nigdzie nie dzwonimy, ośrodek ma lekarza, już się nią zajęli, wszystko jest w porządku, jest już w pokoju, ale wkurzona i zapłakana i pyta, czy możemy po nią przyjechać, bo nie chce tam już być, chce wrócić do domu. – No to dzwoń, to jedziemy, – wciąż przejęty Tate poderwał się z fotela, no dzwoń, na co czekasz? Mame, równie zdenerwowana jak mąż, trzymała już słuchawkę przy uchu – To ja, no oczywiście, że przyjedziemy, tylko możemy być późno, bo już dwudziesta jest, to nie kładź się spać, zaraz ruszamy, co?, ale…. .a no dobrze, ale jesteś pewna?, bo możemy zaraz, nie, no dobra, dobra, nie pieklij się tak, dobrze, jak będziemy jechać dam znać, ale jak coś, to dzwoń, to zaraz ruszymy, – z westchnieniem Mame zakończyła rozmowę . – Opanuj się, nigdzie teraz nie pojedziemy, BABCIE jest już w łóżku, mówi, że jest zmęczona i wolałaby, żebyśmy przyjechali rano, na spokojnie. Teraz wszystko ją boli i chce spać. – Dobrze, – stwierdził Tate,to ustaw budzik na piątą, wyjedziemy przed szóstą, autostradą to będzie szybko,dobrze, że nic się jej nie stało, – dodał z ulgą.
Następnego dnia z samego rana, byli już na autostradzie. Wieczorem ustalili jeszcze, że na czas powrotu do sprawności, BABCIE zamieszka z nimi, zawsze to lepiej pomieszkać z opieką i na czwartym piętrze z windą, niż na czwartym bez windy. Droga minęła im prawie niezauważalnie szybko i około godziny dziesiątej dojechali do Krakowa. Do prowadzącej w tym czasie Mame, zadzwonił telefon. Tate nie zdążył zaprotestować i zły na żonę, że rozmawia w trakcie jazdy, słuchał jej zdawkowych odpowiedzi. – Tak, niedługo, jesteśmy pod Krakowem, tak, zaraz będziemy, – mówiła do słuchawki spięta Mame. – Czy to ta baba, czego ona chce od Ciebie, tyle razy Cię prosiłem, żebyś nie rozmawiała w trakcie jazdy – zasadził się Tate, autentycznie zły na Mame, że rozmawia podczas prowadzenia. – Tak, – odezwała się równocześnie Mame, -tak, chciała wiedzieć kiedy będziemy, przestań się rzucać, już nie rozmawiam, szukaj lepiej zjazdu na Rzeszów, bo jak się pomylimy, to diabli wiedzą, dokąd dojedziemy. – Dlaczego na Rzeszów? – zdziwił się Tate. – Nie wiem dlaczego, Googla pytaj, tak jest napisane, Węzeł Wielicka, kierunek Rzeszów, jedziemy tak jak Google prowadzą, mam zapisane tu na kartce – odpowiedziała Mame, którą zaprzątał inny problem. Zapomniała zapisać dokładny adres i pamiętała tylko z mapy, że BABCIE przebywa w jakimś pensjonacie na końcu Wieliczki i że jest to droga prowadząca stromo pod górę, a pensjonat znajduje się po prawej stronie. Tyle usłyszała i wydawało się jej to wystarczającą informacją. Za żadne skarby świata nie chciała przyznać się Tate, że ma tylko te pobieżne informacje. Trafiła na ów koniec Wieliczki, udało jej się skręcić we właściwą, prowadzącą pod górę drogę i po kilku ładnych metrach żyłowania samochodu na niskim biegu, rozglądając się uważnie, w pewnym momencie rozpoznała widziany wcześniej na zdjęciach dom. Zajechała kawałek dalej, cofnęła auto tak, żeby ustawić się centralnie przed bramą wjazdową, wyłączyła silnik i z ulgą stwierdziła – No, dobrze jest, trafiłam. Tate odpiął pasy i już szykował się do wyjścia z samochodu i podejścia do bramy wjazdowej. – Poczekaj, -usłyszał dziwnie zdenerwowany głos Mame, – poczekaj, zanim wyjdziemy, to tu w kieszonce za moim fotelem, jest koperta, którą mieliśmy zabrać ze sobą. Zanim pójdziemy, to weź przeczytaj tę kartkę, która jest w środku.
Tate doznał lekkiego zawirowania rzeczywistości. Szósty zmysł ocknął się nagle z uśpienia i wyraźnie dał Tate znać, że dzieje się coś dziwnego. Tate poczuł w sobie słabość, ręce zamieniły się w watę, w mocno zwolnionym tempie, bez słowa sięgnął we wskazane przez Mame miejsce, wyciągnął zwykłą, małą kopertę, znalazł kartkę i zaczął czytać. Jego świat nagle stanął w miejscu, w samochodzie zaległa kosmiczna cisza, Mame uznała, iż czas najwyższy nabrać w płuca powietrza i zamienić się w słup soli. Tate, blady na twarzy jak przysłowiowy trup, zaczął w milczeniu czytać…
Cdn…..
Wasz Kubuś