Uroczyście, radośnie i z wielką z siebie dumą oświadczam, że wszystkie opisane poniżej wydarzenia zdarzyły się naprawdę, miały miejsce kilka lat temu i tak, jak widać przeżyłam to, a fakt, iż nie miałam w odpowiednim czasie włączonego telefonu i nie nagrałam jednej, niepowtarzalnej sceny, do dziś dnia napawa mnie potężnym obrzydzeniem do własnej głupoty i bezmyślności.
-Matko Naturo, jak ja skapcaniałam, -myślała z rozpaczą Mame, siedząc w ciepły, październikowy dzień na balkonie i popijając czerwone, półwytrawne lekarstwo. – Gdzie moja fantazja, gdzie pomysły szalone, gdzie moja wena? Czy tak właśnie wygląda proza życia? Te wszystkie rachunki, ta powtarzalność, ta rutyna? A co ze spontanicznymi akcjami, typu nocny wyjazd na włóczęgę gdzieś w diabły, albo pogaduchy z przyjaciółmi do rana, po których czasu wystarczyło na szybki prysznic i bieg do pracy, żeby się nie spóźnić? To się nie godzi, tak nie da się funkcjonować, muszę coś z tym zrobić – wypiła do końca lekarstwo, machinalnie pogłaskała siedzącą jej na kolanach Psotkę i przełożywszy ją na stojące obok krzesełko, wstała, zabrała pustą butelkę i udała się do kuchni po drugą. – Nic tak nie podnosi walorów umysłowych, jak właściwe aplikowanie medykamentów, zgadzasz się ze mną Psotuniu? – dodała i nie czekając na odpowiedź wyszła z balkonu.
Wszystkie te ponure rozmyślania nie wzięły się z powietrza. Czas ma to do siebie, że płynie według swoich zasad i nie przejmuje się naszymi oczekiwaniami, a już na pewno w nosie ma braki w naszej wyobraźni. Taki brak, a raczej twórcza niemoc, dopadł kilka lat temu Mame, a dotyczył bardzo ważnego wydarzenia, które z prędkością zdecydowanie zbyt błyskawiczną jak na jej potrzeby, nastąpić miało w grudniu i nazywało się ” czterdzieste urodziny Tate”. Sprawa była poważna. Czterdziestka to już konkretny wiek,to nie jakieś fiu bździu dwadzieścia, czy imprezowe trzydzieści. To wiek, w którym możesz spodziewać się, że jakiś dobrze wychowany młody człowiek, bez żadnych złych intencji, acz z wyraźnym komunikatem, co sądzi o Twoim wieku, ustąpi Ci miejsca w autobusie. Z jednej strony, szczęście w nieszczęściu polega na tym, że dobrze wychowanych młodych ludzi w autobusach jest coraz mniej, z drugiej strony, postawiony przed faktem człowiek zgorzeje w sobie, przez myśl przemknie mu straszne „to ja jestem już taki stary?”, a znowuż z trzeciej przyjmie tę uprzejmość z nieskrywaną ulgą zmęczonego pracą osobnika. Jak to dobrze, że ja po tym mieście poruszam się samochodem, – pomyślała wracająca na balkon z nową butelką lekarstwa Mame. Poza tym, to on jest stary a nie ja, ja się nie starzeję, to tylko moje dokumenty się zużywają, a ja zawsze będę od niego młodsza, – uśmiechnęła się do siebie, pogłaskała śpiącą słodko na krześle Psotkę, usiadła wygodnie na drugim i z wielką przyjemnością nalała sobie nową porcję lekarstwa.
Zarówno Mame i jak Tate, pochodzą z tego pokolenia, które w dzieciństwie oglądało cieszący się wielką popularnością serial „Czterdziestolatek”. Rok produkcji serialu i Mame są takie same, więc dla kilkuletniej dziewczynki, inżynier Karwowski jawił się jako zgrzybiały starzec o siwych włosach, któremu niewiele już zostało z życia, a wychowywano ją w poczuciu poszanowania dla starszych ludzi i był on dla niej wielce starszym panem, którego należy słuchać i do którego należy odnosić się z należytym szacunkiem. Z rozrzewnieniem wspomina również czterdzieste urodziny brata BABCIE, swojego ulubionego wujka i ojca chrzestnego zarazem, Zenka. Wujek Zenek, który zawsze kojarzył się Mame z aparycji z Fredem Flintstone`m, a który jest najlepszym wujkiem na świecie, osiągnął na którymś etapie swojego życia, próg ten magiczny i roku pamiętnego, wyprawił huczną, uroczystą i do dnia dzisiejszego wspominaną przez rodzinę imprezę. Zaproszona na ową uroczystość wraz z rodzicami Mame, jako jedenastoletnia dziewczynka, przeżywała ją bardzo, niczym własne urodziny i kiedy tylko pomyśli o owym wydarzeniu, widzi pełen dom ludzi i słyszy chóralne śpiewy tytułowej piosenki wspomnianego wcześniej serialu. Działo się to w cudownych czasach, kiedy ludzie rozmawiali ze sobą za pomocą ust a nie palców i zamiast wzywać policję do drących japy pijaków, sąsiedzi brali pod jedną pachę płynne wejściówki, w drugą słone, podłużne zaproszenia i dołączali do wesołej zabawy u miłego gospodarza. Wujka Zenka lubili wszyscy sąsiedzi i wszyscy zgodnie, wraz z rodziną, pełną piersią oraz z zapałem na przemian,to życzyli mu standardowych stu lat , to mniej lub bardziej udanie, po każdym toaście intonowali „Czterdzieści lat minęło, jak jeden dzień…” Pół bloku się wtedy bawiło, a z sąsiadujących z nim kamienic płynęły życzliwe życzenia dla powszechnie lubianego wujka Zenka.
Mając tak głęboko wyryte w pamięci wydarzenia, Mame musiała stanąć na wysokości zadania. Nie mogła pozwolić, żeby czterdziestka Tate okazała się jednymi urodzinami z wielu. Stąd też jej rozpaczliwe rozmyślania już w październiku. Mame lubi być przygotowana, lubi mieć plan i kiedy wszystko jest już opracowane, z przyjemnością czekać na jego realizację. Niespodzianki to jej specjalność, pod warunkiem, że to ona je robi, a nie jest ich celem. Mame nienawidzi być zaskakiwana, ponieważ nie ma nad tym kontroli, a że zawsze wszystko wie lepiej, to przygotowaną dla niej niespodziankę, od razu chce przerobić po swojemu, co wyklucza sens zaskoczenia. Za to zaskoczenie kogoś…To już zupełnie inna sprawa, tu Mame jest mistrzem.
Co ja mam wymyślić? – zastanawiała się, sącząc dla odmiany białe półwytrawne, bo czerwone gdzieś wyparowało. To musi być coś innego, ale tak, żeby nie wyglądało na inne, musi odbyć się we właściwym czasie, ale tak, żeby się nie domyślił, że to ten właśnie czas i najważniejsze, gdzie u diabła mam to przeprowadzić? Dokądkolwiek chciałabym go wywieźć, od razu się zorientuje, w którą stronę jedziemy.Kiedy nie trzeba, to się nagle bardzo inteligentny cholernik okazuje. Pójście do restauracji na uroczystą kolację wieje nudą, kino, teatr i innej opery nie biorę pod uwagę, bo to zwyczajne, to musi być coś, czego jeszcze nie robił, albo gdzie jeszcze nie był…….. Najbardziej pasuje mi lot balonem, albo szybowcem, to są rzeczy, które Tate lubi, których nigdy nie robił, to mi się podoba. Ucieszona Mame zerwała się z krzesełka, poleciała po tablet, wróciła i odpaliła internet. Po kilku dość długich chwilach jej podekscytowany wyraz twarzy począł się zmieniać na rozczarowanie smutny. Nie udało jej się znaleźć organizowanych w grudniu lotów balonem, a szybowcowe imprezy okazały się za drogie na jej kieszeń. Kurcze, że też nie wymyśliłam tego wcześniej, żebym się skichała, to nie uzbieram, jak następnym razem zacznę planować niespodzianki, to muszę zacząć na nie odkładać rok wcześniej, niech to szlag, a tak by się ucieszył, – zdenerwowała się, odłożyła tablet i zamyśliła się głęboko. Nie da rady w tym terminie, więc trzeba to przesunąć, trzeba myśleć kreatywnie, a nie szablonowo, niespodzianki są od tego, żeby było pełne zaskoczenie, więc myśl, idiotką nie jesteś, – poprawiła swoją samoocenę, łyknęła lekarstwo i rozpoczęła internetowe poszukiwania. Po kliku godzinach wpadła jej w oko pewna, bardzo przyjemna oferta, o której wcześniej nawet nie pomyślała, ale usłużna pamięć w porozumieniu z przeznaczeniem podsunęły jej jedną, kilka miesięcy wcześniej przeżytą chwilę. Siedzieli sobie we dwoje przed telewizorem w którym nadawane były wiadomości z bardzo ciekawego i pięknego miejsca. Tate skomentował przekaz i skwitował swoją wypowiedź krótkim zdaniem – Swoją drogą, chciałbym tam kiedyś pojechać, nigdy tam nie byłem. Mame wzniosła w duchu pieśni dziękczynne swej wybrakowanej, ale jednak pomocnej pamięci, sięgnęła po kieliszek, ze zdziwieniem odkryła, że chyba w szkole mówili prawdę i alkohol faktycznie paruje, zaskoczyło ją, że proces ten przebiega tak szybko, rzuciła okiem na butelkę, zdziwiła się temu parowaniu jeszcze bardziej, sapnęła z rozczarowaniem i zabrała się za opracowywanie swojego genialnego planu. Zanim całkowicie w niego zapadła, poleciała do kuchni, strzeliła sobie kawy do swojej ulubionej filiżanki i popędziła z powrotem na balkon. Po trzech godzinach rozmów telefonicznych, poczynionych przez internet rezerwacji i opracowaniu swojego pomysłu w najdrobniejszych szczegółach doszła do kilku wniosków. Po pierwsze, była z siebie tak potwornie dumna, że tylko raz jeden w życiu była dumniejsza. Było to w chwili, kiedy w wieku osiemnastu lat, za pierwszym razem, łatwo jakby bułkę z masłem przełykała, zdała egzamin na prawo jazdy. Wracała wtedy do domu, szczęśliwa tak, jak nigdy wcześniej i nigdy później. Po drugie, z szelmowskim rozbawieniem uznała, że nawet jak na cierpliwego Tate, może być ciekawie, i po trzecie, najtrudniejsze w tym planie jest to, iż musi wykonać jeszcze jeden telefon. Telefon który może zaważyć na całym, misternie utkanym przedsięwzięciu i zamiast niespodzianki przerobić go na klapę stulecia. Niezbędną do jego wykonania okazała się być BABCIE i to z nią Mame musiała koniecznie porozmawiać. Było to bardzo ryzykowne, gdyż jeden błąd BABCIE i jej, jak to pięknie mówi, ukochany zięciunio, domyśli się wszystkiego i szlag trafi i Mame i niespodziankę. Nie było jednak wyjścia. Odetchnąwszy głęboko dzielna Mame sięgnęła po komórkę i zadzwoniła do BABCIE. Kiedy wyłuszczała swój pomysł, po drugiej stronie słuchawki na głowie przerażonej BABCIE zdążyły wyrosnąć dwie kępki siwych włosów. Słuchała jednak w milczeniu swojej szalonej córki, gdyż z doświadczenia wiedziała, że przerwanie Mame jej wywodu skończy się tym, że ta zacznie od początku i nie spocznie, dopóki nie opowie wszystkiego. Wyobraźnia podsuwała jej obraz wybuchającego zięciunia, duszonej córki, zięciunia na sali sądowej i jej, biednej BABCIE osobiście składającej zeznania jako świadek obrony, spoczywającej na marach jedynej córki, która w końcu i na zawsze została uciszona, ewentualnie druga wizja, córka w szale oddająca zięciuniowi, on na marach, ona na sali sądowej i biedna BABCIE, składająca zeznania jako świadek oskarżenia, po czym, przez wiele, wiele długich lat, nosząca swojemu szalonemu dziecku paczki do więzienia.
-Jak on Cię nie zabije, to ja to zrobię, – odezwała się po kilku minutach milczenie BABCIE, kiedy jej nieobliczalne dziecko zamilkło. – Osobiście Cię uduszę i uwolnię mojego biednego zięciunia od Ciebie, – dodała. – Spróbuj tylko coś przekręcić, albo się wygadać, to do końca życia nie dam Ci o tym zapomnieć – usłyszała złowieszczy głos córki i westchnąwszy głęboko, załamana ale i zaciekawiona BABCIE zakończyła rozmowę i odłożyła słuchawkę.
Cdn…….
Wasz Kubuś