Trzydziestego pierwszego grudnia zmęczony intensywnym rokiem ale zadowolony z owoców swej pracy Los, rozsiadł się wygodnie w bujanym fotelu, na stoliku ustawił przekąski i słodycze na wieczór, oraz odpowiednie do tegoż wieczoru napoje. Szampan od wielu godzin chłodził się w lodówce. Los był zmęczony. Mijający właśnie rok przysporzył mu wiele pracy i czuł, że potrzebuje odpoczynku. Popatrzył na strzelający wesoło w kominku ogień, łyknął ulubionej whisky , zaciągnął się świeżutko sprowadzonym z Kuby, jednym z ulubionych cygar o nazwie Romeo y Julieta Churchill, nazwanym tak od nazwiska tego legendarnego polityka i ze względu na specjalnie dla niego wyprodukowany ich rozmiar. Uśmiechnął się szelmowsko, gdyż dokładnie sto lat po wejściu na rynek owej firmy, urodziła się jedna z jego ulubienic. Zaciągnął się z przyjemnością, oko mu błysnęło ale uznał, że na tę wariatkę potrzebuje czegoś innego. Zerwał się z fotela, popędził do gabinetu, z rozmachem otworzył ukrytą w biurku szafkę, wyciągnął z niej nie do końca legalne suszone zioło i równie energicznie wrócił na wciąż kiwający się po zerwaniu fotel. Zaciągnął się z lubością, pogratulował sobie umiejscowienia w Holandii najlepszych producentów tej wesołej roślinki, sięgnął po opasłe tomisko zwane księgą przeznaczenia i otworzył je pod literą M. Łyknął bursztynowego napoju, odszukał swoją ulubienicę Mame i chichocząc niczym nastolatka na widok młodego męskiego torsu, postanowił lekko zmienić ustalony dla niej już dawno temu grafik. Po dwóch whisky uznał, że aktualny jest trochę nudny.
Czytaj dalej „2021. Witusia. Część pierwsza.”